macierzyństwo
Przemyślenia

Pomocy. Nie kocham swojego dziecka

Przeczytałam dzisiaj artykuł, który dosyć mocno mnie poruszył. Rzecz jest o mamach, które nie kochają swoich dzieci lub, albo jednocześnie o tych, które nie odnajdują się w macierzyństwie, uważają je za coś, co skomplikowało im życie na tyle, że gdyby mogły cofnąć czas, nie zdecydowałyby się na urodzenie dziecka.

Poza tym, że całość artykułu ma dość dziwny wydźwięk, przez moment miałam nawet wrażenie, że autorka, Ewa Podsiadły – Natorska chce udowodnić, że macierzyństwo to błąd i komplikacja zarówno dla samej kobiety, jak i dla jej związku, to refleksje po jego przeczytaniu są naprawdę smutne.
Artykuł jest do przeczytania TUTAJ.

Sama wiem, jak trudno odnaleźć się w pierwszym okresie po urodzeniu dziecka, zwłaszcza pierwszego.
Jakie emocje targają mamą.
Pamiętam, jak byłam przerażona patrząc na małą, okutaną kruszynkę, która była córką Magdaleny F. Wszyscy mówili, że jest śliczna, a ja myślałam w panice ” Boże, dlaczego ja Cię nie kocham?” i widziałam pomarszczonego ufoludka z długim nochalkiem.
Pamiętam, że byłam przerażona w pierwszych dniach tym, co mnie czeka, podczas, gdy bałam się w ogóle ruszyć to małe ciałko w obawie, że zrobię mu jakąś krzywdę.

A potem, już po pół roku czy roku, podczas jednej z wieczornych kąpieli, kiedy byłam tak zmęczona, że myślałam tylko o tym, żeby zamknąć oczy, z przerażeniem zdałam sobie sprawę z tego, że tak będą wyglądały moje wieczory przez najbliższych kilka lat.
A ja tak lubiłam wcześniej usiąść sobie z książką i dobrą herbatą lub winkiem. Albo z mężem pooglądać dobry film.
Pamiętam wewnętrzny bunt na to, że nie mam na nic, zupełnie na nic czasu.

A jednak z czasem przestałam się na tym skupiać.
Pogodziłam się z tym wewnętrznie, zaczęłam szukać sposobów na to, żeby jednak nie zrezygnować całkowicie z tego, co lubię. Wyszukiwałam i wykorzystywałam momenty w ciągu dnia, łatałam je w całość. Walczyłam o swój teren.
Z całą pewnością moja córka, a potem druga bardzo mi w tym pomogły.
Bo nic nie może się równać z uczuciem szczęścia, jakie mnie wypełnia, kiedy jedna lub druga przytula się do mnie, mówi na ucho „kocham Cię mamo”, chce porozmawiać, opowiedzieć, co ją spotkało.
Z tą świadomością, że Twoje dziecko ufa Ci bezgranicznie, a ty jesteś gotowa stanąć na głowie, żeby tego zaufania nie zawieść.

Miałam szczęście, że mam męża, który mi zawsze pomaga, że często wyręczał i wyręcza mnie w wielu obowiązkach.
Że mam rodziców, którzy uwielbiają swoje wnuczki i zawsze gotowi są pomóc.
Mam szczęście spotykać mądrych ludzi.
Bardzo mi zapadło w pamięć zdanie jednego z naszych znajomych, który na moje narzekania na to, że nie mam czasu na lekturę, powiedział: spokojnie, to przecież tylko chwilowe, minie i jeszcze będziesz tęsknić za tym, co jest teraz.
Mam szczęście, że mam taki, nie inny charakter, taką konstrukcję psychiczną.

Wiem jednak, że są kobiety, które nie mają tyle szczęścia, co ja, którym brakuje jednego lub wszystkich tych klocków tworzących całość układanki.
Tak, jak jedna z bohaterek artykułu, która po trudnym porodzie nie potrafi się przełamać i nie potrafi pokochać swojego dziecka, czuje do niego wręcz fizyczny wstręt.
Tak, jak mamy, które pozostają same ze wszystkimi obowiązkami i nie mogą liczyć na pomoc męża, ani babci.
Albo tak, jak te, które mają pomoc, ale tak bardzo ubolewają nad utratą własnej wolności, że nie potrafią swojego dziecka pokochać.
Można im współczuć, można je piętnować za brak chęci do walki o dziecko.
Za nieumiejętność dostosowania się, pokonania własnych słabości, bo przecież matka powinna być idealna.
Tyle, że człowiek nie wybiera sobie sam zestawu cech, dzięki którym może sobie radzić w każdej sytuacji.
Nie każdego stać na wewnętrzną walkę z samym sobą. Nie każdy jest optymistą.

I co wtedy? Jak pomóc kobietom zamkniętym w czterech ścianach?
Kobietom, które boją się poprosić o pomoc w obawie przed napiętnowaniem ( bo matka ma być idealna). Jak pomóc ich nie kochanym dzieciom?
Pamiętam jaka byłam zła po urodzeniu córki, bo nic nie było takie, jakie miało być.
Przedstawiano mi macierzyństwo jako stan szczęśliwości, wszystko miało być różowe, pachnące, mięciutkie, cieplutkie.
Moje serce miał wypełnić stan błogości.
Tak, jak się człowiek odpowiednio nastawi, jak zadziałają hormony, kiedy natura poustawia wszystko na swoim miejscu jest OK.

Tyle, że kiedy dziecko zrobi kupę, albo zwymiotuje, to śmierdzi i trzeba to własnoręcznie posprzątać.
Po porodzie wszystko boli – to też sprawa indywidualna, ale mnie bardzo bolało.
Kiedy dziecko zaczyna płakać, nie każdy reaguje spokojem i dobrze coś na ten temat wiem. Mnie płacz pierwszej córki wyprowadzał na początku z równowagi.
Kiedy Ty akurat marzysz o gorącej kąpieli, Twoja kruszynka dostaje wysokiej gorączki i nie ma, że boli, trzeba coś z tym zrobić i o kąpieli zapomnieć na kilka dni przynajmniej. Ekspresowy prysznic, to jedyne na co można sobie pozwolić.

Może trzeba uświadamiać ludziom, że nie będzie czasu na wiele przyjemności, włącznie z seksem, wtedy, kiedy ma się na niego ochotę, bo dziecko właśnie się obudziło i chce spać z mamą i tatą, bo boi się cienia na ścianie.
I tak dalej i tak dalej, można by pisać i pisać.
Może więc warto by było przestać pokazywać lukrowaną twarz macierzyństwa?
Nie opowiadać o brzuszkach, kruszynkach, anielskiej cierpliwości, obezwładniającej miłości?
O ślicznych ubrankach, grzechotkach, miseczkach i o czym tam jeszcze.
Może by tak przedstawić macierzyństwo takie, jakie ono jest?
Czy chcemy czy nie chcemy wymaga od nas poświęcenia. Jest kwestią czasu, naszej wewnętrznej siły i nastawienia do świata uczynienie z niego partnera, współtowarzysza, przyjaciela, ale na początku to jest wyrzeczenie.
No chyba, że jesteś mamą, która odczuwała błogi stan od samego początku. W takim razie wielkie gratulacje dla ciebie i twojego dziecka też.

Może pozwólmy mamie i tacie zresztą też, odczuwać ich własne emocje? To przecież odrębni ludzie.
Mają misję, ale nie mogą całkowicie zrezygnować z samych siebie.
Ty nie krzyczysz? Gratulacje, ale ja muszę wykrzyczeć złość, bo inaczej nie potrafię.
Czy z tego powodu mam złe relacje z córkami? Czy one mają psychiczne urazy? Nie.
Bo potem zawsze rozmawiamy, często to ja przepraszam. Wiedzą, że mama też człowiek, bardzo nie idealny.
A skoro mama nie jest idealna, to i one nie muszą takie być, choć wszystkie bardzo się oczywiście staramy.
Może po prostu pozwólmy ludziom wychowywać dzieci nie narzucając im jedynych, słusznych wzorców?

Być może mając lepszą wiedzę na temat tego, co będzie się działo po urodzeniu dziecka, wiele par nie zdecyduje się na potomka, ale też może mając lepszą wiedzę na temat tego, co ich czeka, wielu przyszłych rodziców lepiej będzie potrafiło poustawiać swoje priorytety i przygotować się na nadchodzące nowe w ich życiu.
Wiem, że to nie do końca jest aż tak proste i zawsze będą kobiety, które nie będą potrafiły sobie poradzić. I to pozostanie chyba kwestia nie do rozwiązania, bo czy można im w ogóle pomóc?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *