książka o Jerzykm Kukuczce
Książka

Sprawdzić w encyklopedii: lęk, strach

Jestem świeżo po lekturze książki o Jerzym Kukuczce.
I tak mi się jakoś skojarzyło to nagranie, kiedy je ostatnio przypadkiem usłyszałam. Myślę, że bardzo tu pasuje. Doskonale oddaje to, co sama chciałabym napisać.

Zawsze z jednej strony fascynują mnie, a z drugiej przerażają ludzie tacy, jak Jerzy Kukuczka, Wanda Rutkiewicz czy wspinacze w ogóle.
Aleksander Doba czy teraz Romuald Koperski, który płynie właśnie łodzią wiosłową z Wysp Kanaryjskich na Wyspy Karaibskie.
Samotnie oczywiście. Wielu innych, szczególnie tych pierwszych, pionierów. Z żadnym, jak na dzisiejsze realia,  wyposażeniem. W butach, w których dzisiaj nikt by nawet w najniższe góry nie wyszedł.
Szli, wspinali się, pływali, biegali.
Znosili i znoszą niewyobrażalne dla zwykłego człowieka zimno lub skwar.
Cierpią niesamowite niewygody, czasem głód.
Są przez długi czas skazani jedynie na towarzystwo własnych myśli, co jak sami być może wiecie, nie zawsze jest łatwe, nie zawsze jest miłe, nie każdy jest w stanie taki stan znieść.

A oni wciąż idą, płyną, jadą, wspinają się lub schodzą do jaskiń. Często zostawiają rodziny, które boją się o nich panicznie, ale nie zatrzymują.
Dlaczego i po co to wszystko? Dlaczego to nigdy się w nich nie wypala?
Ta tęsknota, ta potrzeba, ten dar lub dopust boży?
Po lekturze książki „Kukuczka. Opowieść o najwybitniejszym polskim himalaiście” myślę, że oni sami, do końca nie wiedzą, co nimi kieruje i co ich popycha. Oni sami nie wiedzą skąd w nich ta niezwykła siła.
Skąd pojawia się poezja u prostego robotnika, którym był Kukuczka.
Próbują przez całe życie tego dotknąć.
Zdają sobie sprawę z ryzyka, wierzą we własne siły, choć nie uważają się za herosów. Kukuczka np. nigdy nie wyszedł w góry bez swojego złotego krzyżyka.

Nigdy nie czytałam takich książek. Pierwszą była „Na oceanie nie ma ciszy” o wyprawie kajakowej Aleksandra Doby przez Atlantyk. Myślałam, że będzie nudno, było fascynująco.
Dlatego z dużym zainteresowaniem podeszłam do „Kukuczka. Opowieść o najwybitniejszym polskim himalaiście”.
Wcześniej nic naprawdę o nim nie wiedziałam, poza tym, że był.
Że odnosił sukcesy, że był znany na całym świecie i że zginął podczas jednej z wypraw.
Nie znam innych książek o nim, więc nie mam porównania czy ta jest wyjątkowa czy raczej przeciętna.
Mnie wciągnęła niesamowicie, pomimo tego, że jest to głównie tak naprawdę, zapis kolejnych przygotowań do wypraw i samych wypraw.
Mnóstwo opisów sprzętu, którego nie znam i nigdy nawet na oczy nie widziałam.
Kalejdoskop nazwisk ludzi, o których nic nie słyszałam.
Jest  jednak przede wszystkim historia człowieka.
Ta obiektywna. O tym, jak i kiedy to się zaczęło, dlaczego właśnie góry, a nie na przykład morze.
I jest historia jego własna, ta osobista, najbardziej wewnętrzna.
Oczywiście to strzępy, fragmenty pamiętników, które prowadził podczas każdej wyprawy.
Od czego jednak nasza wrażliwość i wyobraźnia. Tym bardziej, że są to wiele, często, mówiące fragmenty.

Poznajemy trochę jego życie osobiste, żonę Celinę, rodzinę.
Trochę, tyle, żeby nie zrobić nikomu krzywdy.
Przede wszystkim poznajemy jednak fascynację górami i towarzyszymy Kukuczce i jego partnerom w morderczych wyprawach.
Czytając można mieć czasem mieszane uczucia, co do sposobu postępowania i jego i jego towarzyszy.
Nie był kryształowy i doskonale o tym wiedział. Zmagał się latami z niektórymi swoimi decyzjami.
Ja nie będę go oceniać, bo nie mam do tego żadnego prawa.
Bo nigdy nie byłam na jego miejscu. Nie poznałam takiego bólu i strachu.
Nie chodziłam na odmrożonych stopach.
Nie poznałam takiego zimna. To zimno mnie  przeraża.
Nie poznałam takiej straty. Tylu strat.

Pierwsze wrażenie, jakie odniosłam czytając tę książkę, jeszcze daleko przed końcem, było takie, że opowieść o wspinaniu, to opowieść o umieraniu.
Nie było prawie wyprawy, żeby ktoś z grupy wspinaczkowej nie zginął.
Kukuczka miał nawet w pewnym momencie złą sławę osoby, z którą wspinanie się jest wyjątkowo ryzykowne. Czy słusznie, nie wiem, to tylko książka.
Śmierć była stałym elementem, jest pewnie nadal, życia ludzi, którzy pokonywali i pokonują góry, których na zdrowy rozum, nie można pokonać.
Ludzi, którzy w pierwszej kolejności pokonują samych siebie.
Chyba się do niej nie przyzwyczajają.
Zawsze jest tak samo trudna do pojęcia, do przeżycia, do pogodzenia się, ale jest i oni z nią żyją.
Zawsze przygotowani, choć zawsze też gotowi na walkę.
Dla mnie przez długi czas lektury to było coś, czego nie potrafiłam pojąć.
I chyba do dziś nie pojęłam.
Na pewno nie jestem typem osoby, która zdecydowałaby się na zaryzykowanie życia dla jakiegoś celu nie do końca dla mnie samej jasnego. Dla fascynacji, która nie ma oczywistego umotywowania.
Nie jestem, ale szanuję tych, którzy tacy są.
Gdyby nie tacy ludzie, w wielu innych dziedzinach również, świat stanąłby w miejscu.

Tyle moich refleksji o bohaterze i samym temacie.
A co do książki, to jest piękna. Wspaniale wydana, na dobrym papierze, z czcionką, którą łatwo czytać nawet tym, którzy mają z tym zwykle problem.
I co jest ogromnym plusem, zawiera mnóstwo przepięknych zdjęć.
Bardzo polecam miłośnikom gór i fanom Jerzego Kukuczki,  ale też tym, którzy  nie podejrzewaliby siebie o jakiekolwiek zainteresowanie tym tematem.
To świetna historia człowieka, chociaż napisana z wielką kulturą i poszanowaniem prywatności.
Bez wyciągania szczegółów, których zamknięty na co dzień i niespecjalnie wylewny Kukuczka pewnie nie chciałby ujawniać.
Myślę, że każda historia zmagań człowieka z własnym wnętrzem, głosem we własnej głowie, słabością, strachem, niechęcią jest ciekawa.
I może czegoś nauczyć.
Może nam pomóc trochę poznać siebie samych również.
Pomimo, że nie jest to elektryzująca, pełna zwrotów akcji historia zostaje w człowieku.
Ja muszę się przyznać, że wraca do mnie, chociaż przeczytałam ją już dobrze ponad dwa tygodnie temu.
Bardzo Wam polecam do poczytania.

Tytuł mojego wpisu jest cytatem z jednego z dzienników Kukuczki, który pochodził z bardzo prostej, w sensie pochodzenia, rodziny i nie miał szczególnego wykształcenia, m. in. dlatego, że wcześnie wciągnęły go góry.
Już jako dorosły człowiek sam uczył się np. angielskiego podczas wypraw wynotowując sobie w swoich dziennikach słówka, których się uczył.
To, co w tytule też zapisał ku pamięci do sprawdzenia po powrocie do domu.
Czy chciał poznać jedynie dokładne znaczenie obu słów?
Myślę, że doskonale zdawał sobie sprawę z tej subtelnej różnicy pomiędzy nimi. Może upewniając się, chciał po prostu coś w sobie uporządkować?
Kierował się przecież intuicją w swoich górskich podbojach.
I to ona niestety, na koniec go zawiodła.

 

7 komentarzy

    • admin

      To prawda i to jest naprawdę ciekawe doświadczenie. Pewnie nie spróbowałabym takiej wspinaczki na żywo, ale poznawanie wspaniałych, ciekawych, inspirujących, odważnych ludzi jest ciekawe i budujące w każdy sposób. Dlatego czytanie jest takim cudownym wynalazkiem. Dla mnie najlepszym na świecie.

  • Andrzej Kozdęba

    Bardzo ciekawy artykuł. Nie czytałem książki o Kukuczce, ale podziwiam go, podziwiam też Pana Dobę, którego miałem okazję posłuchać na Woodstocku. Inspirujący człowiek. W ogóle ten typ lektur jest jednym z moich ulubionych, zawsze daje mi kopa do działania.

    • admin

      W takim razie bardzo polecam tę książkę. Ja osobiście Pana Doby nie poznałam i nie słyszałam na żywo, ale nawet te kilka słów, które można przeczytać na jego FB poprawia humor, albo daje do myślenia.

    • admin

      Oj tak, masz rację. Też zawsze o nich myślę i kiedy próbuję sobie siebie wyobrazić na ich miejscu, zawsze ogarnia mnie strach. To musi być naprawdę wielka, głęboka miłość, która nie stawia ultimatum, chociaż wszystko wokół krzyczy, zatrzymaj go/ją. Nie wyobrażam sobie bólu, który ci ludzie muszą przeżywać każdego dnia. Bo chociaż dzisiaj i sprzęt i możliwości są lepsze, to i tak przecież nie każdy sprzęt w każdych warunkach działa. Najlepszym przykładem jest wspominany tu pan Doba podczas podróży przez Atlantyk, kiedy stracił kontakt ze światem, bo sprzęt odmówił posłuszeństwa. Co ważne Ci, których znam, herosi zawsze twierdzą, że nie byliby tym, kim są i nie doszli by tam dokąd doszli, gdyby nie ich drugie połówki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *