Olek Doba
Książka

Aleksander Doba o swojej wyprawie i nie tylko

Już dawno nic nie było o żadnej książce, więc czas nadrobić zaległości. Zapowiada się zresztą na to, że w najbliższym czasie o książkach będzie trochę więcej. Tak się jakoś złożyło.
Zaczniemy od książki dla dorosłych.

Przepłynąć samotnie kajakiem Atlantyk to nie jest bułka z masłem. Nie poddać się z uszkodzonym sterem, wodą lejącą się podczas snu na głowę, pomimo sztormów i niesprzyjających wiatrów, które spychają z trasy, bo mięśnie nie dają rady walczyć.
Nie stracić nadziei i ducha, kiedy straciło się łączność z życzliwymi ludźmi na środku oceanu.

Aleksander Doba podczas wyprawy z Lizbony do Smyrna Beach na Florydzie miał 67 lat.
Na maj 2016 r. planuje wyprawę w odwrotnym kierunku. Chce wypłynąć znad ujścia rzeki Hudson i dopłynąć do Portugalii lub Północnej Afryki, w zależności od tego, na co pozwolą wiatry.
Aleksander Doba to niezwykły człowiek, choć sam o sobie wcale tak nie myśli.
Jego wyczyn, jako kajakarza i podróżnika, zdobywcy potwierdza to w pełni, ale dopiero bliższe poznanie, a na takie pozwala książka autorstwa Dominika Szczepańskiego ” Na oceanie nie ma ciszy”, pozwala odkryć kim jest Aleksander Doba.

Choć książka jest zapisem rejsu i dotyka wielu spraw, o których zwykły zjadacz chleba, taki, jak ja nie ma pojęcia, to czyta się ją, jak powieść przygodową.
Napisana jest w pierwszej osobie. Pan Aleksander snuje opowieść zarówno o samym rejsie, jak i o tym, w jaki sposób do niego doszło.
Wspomina swoje pierwsze kontakty z kajakarstwem, pierwsze spływy i wyzwania, przygody z synami. Opowiada o żonie, kolegach, przyjaciołach, dzięki którym wiele spraw udało się dopiąć i załatwić.

Dzięki szczerości bohatera, jego otwartości na ludzi i życie, dzięki życzliwości, niezwykłemu poczuciu humoru i szerokiemu uśmiechowi, którego wartość i zalety podkreśla na każdym kroku, nie można się od książki po prostu oderwać.
A do tego „Na oceanie nie ma ciszy” jest pełna życiowej mądrości, która wypływa z doświadczenia bohatera, a którą z radością i życzliwością się z nami dzieli i pragnie nas utwierdzić w przekonaniu, że niczego wielkiego nie dokonał.
Że i my też byśmy potrafili tego dokonać, a jeśli nie tego, to czegoś równie wielkiego na pewno.

W życiu spotyka się różnych ludzi, ale spotkanie z Aleksandrem Dobą, nawet tylko za pośrednictwem książki należy do takich, o których nieprędko się zapomina, które podbudowuje, porusza, skłania do refleksji. Jednym słowem ubogaca.
Jednym słowem kto żyw, niech rusza do księgarni lub biblioteki i korzysta z mądrości zapisanych w ” Na oceanie nie ma ciszy”. Bo warto.

Poza tym książka jest znakomicie wydana i opatrzona mnóstwem fotografii autorstwa pana Aleksandra, co dla wielbicieli tradycyjnego czytania będzie miało z pewnością istotne znaczenie.

4 komentarze

    • admin

      To podobnie, jak ja, z tą gęsią skórką. Co ciekawe, a może i nie, najbardziej przerażałaby mnie samotność chyba, tak mi się wydaje, chociaż wszystko jest przerażające. Te rekiny, sztormy…brr, ale konieczność ciągłego przebywania tylko w swoim towarzystwie? No, nie wiem. N aszczęści my możemy postawić przed sobą inne wyzwania:-)

  • Marta

    Gdy widziałam tego Pana w tv to zawsze byłam pod mega wrażeniem jego motywacji, odwagi, ale przede wszystkim pasji! Widzę w nim swojego dziadka, który mimo tego że ma ponad 80 lat bez problemu jeździ rowerem po wielkie zakupy, chodzi na spacery i dba o ogród.

    • admin

      Pozdrowienia dla dziadka:-) To jest to, nie każdy może przepłynąć Atlantyk kajakiem, ja bym tego nie zrobiła, jaką to trzeba mieć poza wszystkim odporność psychiczną, ale mam nadzieję, że każdy może dobrze przeżyć swoje życie. Tylko, że za to chyba trzeba się wziąć zawczasu. Ja miałam ciocię, która jako 86 – letnia malutka, kruchutka pani, nie mogła nikomu zaimponować sprawnością fizyczną co prawda, ale miała tak jasny umysł, była tak zorientowana we wszystkim, co się wokół niej działo i miała ogromną wiedzę i była po prostu radosna, że kiedy spotkałam się z nią sam na sam jako 18 – latka, nie mogłam się nadziwić temu, że tak świetni mi się z nią rozmawiało. Wystarczy choćby popatrzeć na cudowną Danutę Szaflarską, prawda?
      A pan Aleksander, choć nie znam go osobiście, a jedynie z telewizji i z książki jest świetnym człowiekiem. Naprawdę ciekawie i szczerze opowiada o tym, co robił, co myślał, co czuł i jak sobie radził ze wszelkimi przeciwnościami i tymi zewnętrznymi i wewnętrznymi podczas całej wyprawy. Ciekawe, jak będzie wyglądała kolejna. Trzymajmy kciuki. No, to się rozpisałam:-) Dziękuję za komentarz, pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *