Archiwum bloga

Być mamą w teorii i w praktyce

–  Pani psycholog – Drodzy Państwo, to Wy jesteście rodzicami. To Wy musicie pokazać waszym dzieciom świat, powiedzieć, co jest dobre, co złe. To Wy musicie zapanować nad swoimi emocjami, żeby Wasze dzieci nauczyły się tego, jak reagować w różnych, często przecież stresowych sytuacjach.
– Rodzic – No tak, ale jak reagować, kiedy dziecko ignoruje, kiedy do niego mówię? Nie słucha?
– Pani psycholog – Trzeba z dzieckiem rozmawiać konkretnie. I przede wszystkim, kiedy chcecie coś powiedzieć do Waszej pociechy, nie mówcie z drugiego pokoju, nie przekrzykujcie grającego radia. Do dziecka trzeba mówić wprost. Podejdź i kucnij, albo się nachyl, tak, żebyś miała czy miał kontakt wzrokowy z maluchem i powiedz wprost do niego – pani psycholog ścisza głos i mówi szeptem – kochanie bardzo mi zależy na tym, żebyś właśnie w tej chwili, a nie za 10 minut ubrał się i przygotował do wyjścia do szkoły.
– Rodzic – A co jeśli nie posłucha?
– Pani psycholog – Trzeba powtórzyć, dokładnie w taki sam sposób. do skutku.


Poranek.
– Aniu wstawaj, mamy nowy dzionek, pora iść do szkoły.
– …
– Kochanie słyszysz? Musimy się zbierać, bo inaczej nie zdążymy na czas.
– Zaraz.
– Zaraz mówisz już od pół godziny, wstawaj.
Oddycham powoli, na zegarku bezlitośnie przesuwają się wskazówki, widzę oczami wyobraźni jak znowu się spóźniam.
Tylko spokojnie, złość w niczym tu nie pomoże.
– Kochanie, jest już naprawdę późno, najwyższa pora, żebyś wstała, jeżeli chcemy zdążyć do swoich zajęć.
– Mamo jeszcze tylko chwilę.
– Aniu, kochanie, proszę Cię, żebyś wstała teraz, nie za chwilę…
Na zegarku już 7.15, na ósmą muszę zdążyć do pracy. Oddycham coraz szybciej. Próbuję jeszcze raz.
– Aniu pora wstać.
– Mamo, jeszcze chwilę.
– Wstawaj natychmiast! – zrywam kołdrę, stawiam na nogi, prowadzę do łazienki.

I znowu nie udało mi się zachować według modelu.

Wszystko, co tutaj piszę na blogu to prawda.
Dużo rozmawiam z dziewczynami. Odpowiadam na ich pytania, nawet te całkowicie dla mnie zaskakujące, biorąc pod uwagę, że młodsza córka ma 7 lat, a starsza 9.
Często przytulam, mówię, że kocham, spędzam z nimi każdą wolną chwilę, jestem, kiedy mnie potrzebują.
Zdarza się, że kiedy ewidentnie jestem nie w porządku, przepraszam je.
Pomagam naklejać, wycinać, lepić, odrabiać lekcje, dużo im czytam, oglądamy razem bajki, pływam i nawet jeżdżę na rolkach (nawet, bo zawsze się boję, że się połamię)

A jednak wciąż zdarza mi się tracić cierpliwość, zdarza mi się krzyczeć do dzieci.
To mój największy problem, moja porażka.
Ćwiczę, staram się być świadoma, staram się obserwować swoje emocje z boku. A jednak, kiedy muszę powtarzać po raz setny swoją prośbę, coś we mnie pęka.

Pewnie inaczej byłoby, gdybym miała czas. Gdybym rano nie gnała z wywieszonym językiem do biura, gdybym wciąż nie musiała gdzieś zdążyć.
Pewnie wtedy powtarzałbym z uśmiechem na twarzy po raz 101: kochanie, zależy mi , żebyś właśnie w tej chwili…
Pewnie wtedy moje dzieci też nie zachowywałyby się tak, jak zachowują się w tej chwili, bo one po prostu nie lubią pośpiechu.

Z drugiej strony jest, jak jest, nasze życie najpewniej w najbliższym czasie się nie zmieni i czasu więcej nie będzie. Trzeba nauczyć się funkcjonować w takich, a nie innych realiach.
Dlaczego więc moje dzieci nie miałyby odreagowywać swoich frustracji po swojemu?
Dlaczego ja powinnam szeptać, zamiast wyrażać swoje emocje po swojemu?

Moje dzieci widzą mnie w różnych sytuacjach. Kiedy się śmieję, wzruszam, kiedy nic mi się nie chce, kiedy mi na czymś bardzo zależy i kiedy jestem przejęta i kiedy jestem zła.
Zawsze rozmawiam z nimi z ich poziomu, kucam, siadam, schylam się. Naturalne jest dla mnie, że podczas rozmowy patrzę im w oczy.
Staram się zachować spokój i tak długo, jak potrafię, tłumaczę i proszę spokojnie.
Mam taki, nie inny charakter. Jestem impulsywna, złość szybko mi mija.
Taką jestem niedoskonałą mamą.

Trochę się usprawiedliwiam, ale tak naprawdę czasem poważnie się zastanawiam czy teoria w ogóle przystaje do rzeczywistości?
A może celowo jest tak  wyśrubowana, żebyśmy próbując osiągnąć szczyty, podciągali się na tyle, na ile potrafimy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *