Czy dzisiaj pisaliby listy czy używali maila
Czy wierzycie w diabła?
To znaczy czy wierzycie w to, że on istnieje i miesza w naszym świecie i w naszym życiu?
Nie w takiego, jak ten z „Igraszek z diabłem” – czy ktoś pamięta jeszcze świetny spektakl Teatru Telewizji z rewelacyjnym Janem Kociniakiem (?) – ale bardziej w takiego z „Pasji” Mela Gibsona?
Podobno największym problemem współczesnego człowieka jest to, że nie wierzy w to, że diabeł istnieje.
I on sobie robi co chce i jak chce.
I tylko zaciera ręce.
A co, jeśli jest tak, jak to sobie wyobraził C.S. Lewis w swoich „Listach starego diabła do młodego” ?
Hmm… co wtedy?
My tu sobie wyobrażamy nie wiadomo co, że możemy wszystko, że wszystko od nas zależy, a oni – diabeł i pomniejsze diabełki, tam gdzieś, rozgrywają nas sobie, jak pionki na szachownicy.
Ta książka została wydana w 1942 r. a kiedy się ją czyta, to człowiek ma wrażenie, jakby czytał o nas, o współczesnych ludziach.
Wystarczyłoby włożyć tylko bohaterom smartfony w ręce, posadzić ich w nowoczesnych autkach i wyposażyć w super hiper diety wegańsko, jakieś tam i wysłać na fitnessy i voilà cali my.
Jeszcze nigdy żadna książka nie była przeze mnie tak pozaznaczana, jak ta.
Co kilka zdań chciałam coś zaznaczać, żeby zapamiętać. Widziałam siebie i widziałam ludzi, których znam.
Ta książka to jednocześnie powód do wielkiego smutku, kiedy zobaczymy, jak jesteśmy małostkowi, śmieszni, żałośni w tych swoich decyzjach, w tych swoich pretensjach, wyborach i żalach do całego świata, tylko nie do siebie samych.
I może to być jednocześnie źródło nadziei, bo jednak oddając się całkowicie Bogu, oddając mu swoje sprawy szczerze i po prostu.
Uwalniając dobro, które gdzieś w nas jest, jesteśmy w stanie wygrać z tymi podstępnymi, złośliwymi gadzinami.
Czyli po prostu z sobą.
Z podstępnymi myślami, wstrętnymi podszeptami, brudem, który bardzo często wygrywa z dobrem w nas.
„Diabeł popiera wszystkie skrajności z wyjątkiem skrajnego poddania się Bogu.„
Czy „Listy starego diabła do młodego” to jest książka dla każdego?
Zastanawiałam się. I myślę, że tak.
Nawet jeśli nie wierzysz w Boga, jeśli Cię śmieszy taka wizja świata, to ta książka to jest pewna podpowiedź dla każdego.
Na ocenianiu innych, na życiu w pretensji do świata, skupieniu się tylko na samym sobie, na całkowitym odrzuceniu tego, co niewidoczne, co duchowe daleko nie zajedziesz.
„Zabawne jest, jak śmiertelnicy stale wyobrażają nas sobie jako tych, którzy wtłaczają im coś w głowę; w rzeczywistości najlepszą robotę wykonujemy wtedy, gdy pewnych rzeczy nie dopuszczamy do ich świadomości.„
A co jeśli to Ty nie masz racji? Bierzesz taką opcję pod uwagę?
Czyta się tę książkę bardzo dobrze dzięki formie listów wymienianych pomiędzy „krewnymi” diabłami – jednym wyższym, drugim niższym rangą. Pomiędzy „mistrzem” i uczniem.
Ta forma pozwala na łatwiejsze przyswojenie, przemyślenie trudniejszych kwestii, bo po prostu po przeczytaniu jednego listu można zrobić przerwę, żeby sobie wszystko poukładać.
I do tego, pomimo powagi tematu, jest tu sporo dowcipu i humoru.
A na marginesie, taka moja refleksja trochę obok, po przeczytaniu książki: świat, a przede wszystkim ludzie, na przestrzeni lat w sumie niewiele się zmieniają.
Zmieniają się gadżety i didaskalia, ale nasze zachowania i wzajemne relacje, prawie wcale.
I to niestety nie jest radosna refleksja.
Czy my się nigdy niczego nie uczymy?
3 komentarze
Pingback:
Pingback:
Pingback: