Gang? Jaki gang?
Gdybyśmy oglądali film fabularny opowiadający historię Mimi Asher i jej syna Michaela, pewnie uznalibyśmy ją za naciąganą, sentymentalną, nieprawdziwą.
A ta historia wydarzyła się naprawdę.
Mimi przestraszyła się nie na żarty o swojego syna, kiedy okazało się, że jest poszukiwany przez policję za udział w napadzie.
Trochę dziwne, że wcześniej nie zauważyła żadnych znaków ostrzegawczych, bo przecież musiały być.
Tę sytuację jednak wyjaśnia fakt, że mało z synem rozmawiała. Nic nowego przecież.
Mogła pewnie nie dopuścić do tego, co się stało, ale dopuściła.
Może była zbyt niedojrzała emocjonalnie i nie dorosła do wychowywania dziecka?
Była samotną matką, może nie podołała wszystkim obowiązkom.
Być może skupiła się na innych aspektach macierzyństwa i widziała w synu tylko to, co chciała widzieć?
Coś z całą pewnością zaniedbała
Najważniejsze jest jednak to, co zrobiła później.
Nie schowała się do kąta, żeby płakać, nie usiadła, żeby użalać się nad swoim nieszczęśliwym, ciężkim życiem.
Nie włączyła komputera, żeby zapytać na forum, co ma robić.
Nie zamknęła na klucz syna.
Co w takim razie zrobiła Mimim Asher?
Zrobiła generalne przemeblowanie nie tyko swojego mieszkania, ale i życia.
Swojego i syna.
W domu urządziła coś w rodzaju klubu, do którego zaczęła zapraszać kolegów z gangu syna.
Zbuntowanych, „złych” nastolatków, ludzi już prawie dorosłych.
I ci, pozbawieni pewnie miłości młodzi ludzie, którzy mieli wielką szansę na to, żeby zmarnować swoje życie, odpowiedzieli na zaproszenie.
Dom zatętnił życiem, Michael odzyskał matkę, inni ją zyskali, Mimi odnalazła swój cel, a przede wszystkim odzyskała syna.
Brzmi trochę melodramatycznie. Trochę jak kiepski film właśnie.
Czy wszystko było takie radosne, różowe i bezproblemowe?
Pewnie nie. Pewnie nie jeden raz był bunt, kpina, krzyk, trzaśnięcie drzwiami.
Może ktoś nie wrócił.
Pewnie dzielna mama nie jeden raz połykała łzy, ale udało się. Gdyby nawet tylko jeden z dzieciaków uratował się dzięki niej i tak jej misja byłaby sukcesem.
Dla mnie osobiście to ważna historia do przemyślenia.
Historię Mimi Asher przeczytałam na http://www.dobrewiadomosci.net.pl

6 komentarzy
Anna
Oprócz nas matem jest jeszcze całe mnóstwo ludzi, którzy mają wielki wpływ na nasze dzieci. Życie
admin
I tak ma być. Trzeba tylko trochę trzymać rękę na pulsie, żeby ten wpływ mieli Ci, których uznajemy za wartościowych.
Monika Zawiślak GrennEye
Ale historia! Żadne tam „melodramatycznie”. Gdy więcej kobiet działało a nie załamywało ręce, w więzieniach nie siedziało, by tylu „dobrych” synów.
admin
Tak jest, święta racja. Bo wiele złego robią nie tylko Ci, którzy wpływają na nasze dzieci, ale i sami rodzice, którzy nie przyjmują do wiadomości, że to ich cudne maleństwo ma swoje za uszami.
KasiaGosposia
Nie zawsze mamy wpływ na decyzje podejmowane przez naszych bliskich 🙁
admin
Nie zawsze. Bo każdy z nas jest osobnym bytem, ale próbować zawsze warto i zawsze trzeba, czasem się udaje coś, czasem cząstkę, czasem więcej uratować.