Mamo, gdzie jesteś?
Archiwum bloga

Mamo gdzie jesteś

Mogę powiedzieć, że się udało, mój plan się powiódł. Rozmowa z koleżanką dała dobre rezultaty.
Mała była u nas już nie jeden raz. Dziewczyny odrabiały razem lekcje, bawiły się, kłóciły, godziły, biegały po podwórku, jadły razem kolację.
Moje młodsze dziecko jest w koleżance rozrabiarze zakochane, a rozrabiara wcale nie rozrabia. Ciekawe.

Był problem, nie ma problemu.
Podobno koleżanka nawet w szkole zachowuje się inaczej czyli lepiej.
Wniosek z tej całej historii płynie dla mnie jeden, który wcale nie stanowi dla mnie jakiegoś wielkiego zaskoczenia, nie jest odkryciem: okaż dziecku zainteresowanie i zrozumienie i spróbuj zaufać.

Tamtego problemu, o którym kiedyś pisałam już nie ma, teraz zaczyna majaczyć inny.
Mianowicie koleżanka chciałaby z nami spędzać cały swój wolny czas.
I to mnie trochę niepokoi. Nie przeszkadza mi to, że mam w domu zamieszanie, bo każda wizyta, to dla moich dzieci święto i wszystko staje na głowie, z tym sobie poradzę.
Bardziej zaczyna mnie martwić fakt, że tak małe dziecko, tak dużo czasu spędza poza swoim domem i bez rodziców. Jest u nas bezpieczna, ale nie jesteśmy z jej rodzicami przyjaciółmi, nawet znajomymi. Znamy się z widzenia ze szkoły. Oni nic o mnie nie wiedzą i nawet nie starają się dowiedzieć.

To mnie szczerze mówiąc dziwi i zastanawia i zaczynam rozumieć dlaczego to dziecko zachowuje się w taki, a nie inny sposób.
Teoretycznie nic jej nie brakuje. Jest dobrze ubrana, wszystkie szkolne przybory ma pierwsza klasa, ale lekcje zwykle  nie odrobione.
Po lekcjach albo biega po okolicy ze starszymi koleżankami, albo, jak ostatnio, przesiaduje  u nas lub pewnie też u innych.
W jej zeszycie do polskiego roi się od błędów ortograficznych.
Jest jeszcze trochę innych drobiazgów, o których już nie chcę pisać, żeby nie zdradzać zbyt delikatnych spraw.

Coraz bardziej mnie to dziwi i szczerze mówiąc martwi. Nie wyobrażam sobie nie wiedzieć gdzie jest przez cały dzień moje dziecko. Bo przecież tak naprawdę jej rodzice tego nie wiedzą, kiedy zabieram obie dziewczyny ze świetlicy do domu ( za ich zgodą rzecz jasna, a zgoda jest wyrażana telefonicznie lub w świetlicy zostaje podpisana przez mamę kartka).

Bo ja wiem? Może to taki model wychowania? Pytanie tylko czy dobry i właściwy.
Dziewczynka jest owszem bardzo samodzielna w wielu sytuacjach, w których moje dzieci nie wykazują się inicjatywą jak na razie, ale też widać, że bardzo brakuje jej bliskiego kontaktu, przede wszystkim z mamą.
Bardzo się cieszy z każdego objawu zainteresowania, jakie się jej okazuje i natychmiast smutnieje, kiedy tylko moje dziewczyny zachowują się jak zwykle – rozdają buziaki i  przytulają się.

Rozumiem, praca, obowiązki, ale ja też je mam. Bardzo dużo.
Nie ma rzeczy niemożliwych. Nigdy nie jest tak, poza sytuacjami, na które nie mamy wpływu, a my na razie żyjemy w świecie, w którym mamy wpływ na swoje życie.
Nigdy nie jest tak, żeby nie można było poukładać swoich spraw w taki sposób, żeby dziecku poświęcić choćby odrobinę czasu i zainteresowania.

Znam przecież wielu rodziców. Pracują dużo, często na zmiany, czasem nie ma ich przez cały tydzień, ale dzieci zawsze mają opiekę, a w czasie, kiedy nie pracują, są dla swoich dzieci.
Niestety, albo na szczęście tak już jest, że kiedy się decydujemy zostać rodzicami, podejmujemy się zadania.
To nigdzie nie jest zapisane, może w nas samych, ale jesteśmy przede wszystkim rodzicami.
Czasami wiąże się to z wyrzeczeniami, czasami chcielibyśmy mieć po prostu spokój, pójść do koleżanki, wyjść do kina, a tu dupa blada, nie ma z kim dziecka zostawić.
No to się z nim zostaje, a nie zostawia samo w wieku, w którym nie powinno być samo.

Staram się nie oceniać, Mała jest u nas zawsze mile widziana, ale czy to tylko ja widzę w tej całej sytuacji coś nie do końca normalnego?

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *