Przemyślenia

Nie ma co narzekać

A, bo kiedyś to było inaczej.
Lepiej, spokojniej, łatwiej. Nie było tyle agresji, był szacunek do starszych, młodzi w autobusie ustępowali miejsca babciom…
Naprawdę? Poważnie tak było? No to ciekawe co się stało, że teraz jest całkiem inaczej?

W ostatnim czasie często mam okazję, nie tyle uczestniczyć, co być świadkiem, raczej niemym, takich rozmów.
Co prawda widzę, co się dzieje. Uważam, że źle się dzieje, że jest coraz większa agresja, że dzieci zachowują się jakoś, powiedzmy źle i dziwnie.
Że nie znają podstawowych zasad współżycia, zachowania itd.
Widzę. Tylko zapytam po raz kolejny, więc może to nawet trochę staje się nudne, ale zapytam: czyja to jest wina?

Pamiętam, że takie narzekania słyszę od dawna. Zwróciłam na nie uwagę jeszcze, kiedy byłam uczennicą liceum.
Już wtedy bardzo mnie to wkurzało. Już wtedy patrzyłam na tych różnych dziadków czy ludzi w kwiecie wieku i myślałam sobie: macie pretensje, jesteście rozczarowani, uważacie, że was oszukano, a ja się pytam kto tych wszystkich złych, nie takich, jacy powinni być młodych wychował?
No przecież wy, o co i dlaczego macie teraz pretensje?

I podobnie dzisiaj można by zapytać tych marudzących, narzekających rodziców: o co Wy macie pretensje?
Co Was dziwi? Przecież to Wy wychowujecie te dzieci, to Wy przymykacie oczy, nie wyciągacie konsekwencji, nie jesteście autorytetami, że się tak górnolotnie wyrażę.
Te dzieci są takie, jak Wy je kształtujecie.
To z Was biorą przykład, powtarzają Wasze opinie.

W zasadzie ja wiem, że każdy z nas, rodziców, chce jak najlepiej. Bo kochamy swoje dzieci, i chcemy, żeby miały jak najlepiej, żeby były możliwie najlepiej wykształcone, żeby odniosły  w życiu jak największy sukces, a w życiu osobistym były szczęśliwe.
Chcemy, tylko, że z jednej strony jesteśmy zbyt gorliwi, nadopiekuńczy, mamy zbyt wiele pomysłów na to, jak urozmaicić tym naszym dzieciom wolny czas, żeby tylko, broń Boże, nie miały czasu nawet przez 5 minut się ponudzić.
Z drugiej strony nie zajmujemy się dziećmi właściwie wcale. Zostawiamy je same sobie, bo wychowaniem powinno się zająć przedszkole, szkoła.

I jedne i drugie dzieciaki odczuwają dyskomfort. Bo potrzebują poleżeć i pomachać nogami, ale też potrzebują, żeby mama czy tata sprawdził czy lekcje są odrobione, a jak nie, to żeby kazał odrobić i żeby tego dopilnował.
Gubimy się. My rodzice, słuchamy ciągle innych koncepcji, nie nadążamy za biegiem wydarzeń, próbujemy wpasować się w panujące trendy.
Jeśli ciągle będziemy chcieli się w to wszystko wpasować, jeśli ciągle nie będziemy z dzieciakami rozmawiać, jeśli ciągle nie znajdziemy dla nich tak naprawdę czasu, to nie będzie dobrze i wciąż będziemy narzekać.

Co ja mam na myśli pisząc: „nie znajdziemy dla nich tak naprawdę czasu”?
Czas dla dziecka to nie tylko aktywne spędzanie soboty i niedzieli na super modnym i nowoczesnym rowerku w zarąbistym kasku ( no ja wiem, że to takie durne słówko, pasowałoby inne, ale ja się jakoś nie lubię zbyt dosadnie wyrażać, a przynajmniej nie publicznie).
To nie tylko uczestnictwo w warsztatach ceramicznych, albo zajęciach w  bibliotece.
To też. Też, jak najbardziej, ale nie tylko.
Czas dla dziecka, to też nudny spacer z psem, kiedy można sobie spokojnie pogadać o tym, co było w szkole i co zrobiła Kinga.
Czas dla dziecka to też wspólne oglądanie bajki, też gra w domu w planszówkę, też czytanie bajek, nie tylko przed snem.
Też takie posiedzenie bezczynne, przytulaski, powtarzanie tabliczki mnożenia podczas kąpieli, śpiewanie piosenek, robienie głupich min, odpowiadanie na tysiąc pytań do.
Tak po prostu, w starych spodniach dresowych i wyciągniętej koszulce i z potarganymi włosami.

Ludziom w pewnym momencie życia zawsze wydaje się, że kiedyś było inaczej, lepiej, bezpieczniej.
Taka nasza natura, tęsknimy za tym, co było, bo byliśmy młodzi, piękni i szczęśliwi.
Może więc zadbajmy o to, żeby nasze dzieci kiedyś mogły powiedzieć: za moich czasów było lepiej…

3 komentarze

  • Lunka1969

    Podoba mi się pomysł abyśmy kiedyś doświadczyli jak nasze dzieci mówią do własnych dzieci :kiedyś to były czasy, miałam, miałem szczęśliwe dzieciństwo i teraz chodź, ponudzimy się wspólnie na spacerze i opowiedz mi koniecznie, co. Słychać w szkole i jak wasza nowa koleżanka.
    Myślę, że takim papierkiem lakmusowym udanego rodzicielstwa jest to ile tak naprawdę wiemy o naszym dziecku, ci je martwi, co sprawia frajdę, na co czeka i o czym marzy. To dużo ważniejsze niż udział w 50 kursie zawodowym, który zapewni awns zawodowy 🙂

    • Magdalena Forst

      Czasem mi się wydaje, że choćbym nie wiem ile rozmawiała, to i tak nic nie wiem, albo może niewiele, bo tych najgłębiej schowanych intencji i powodów nawet same dzieci nie są w stanie poznać i zwerbalizować. Wygląda to tak, jakby się same dziwiły, że się tak, a nie inaczej zachowują. Prawdą jest jednak, że rozmowa jest często, jak plaster. Goi, hamuje krwotoki i potoki i uspokaja na koniec.
      Najbardziej lubię, kiedy po walce o coś wreszcie przychodzi cisza i potem pojawia się uśmiech. I potem: mamo miałaś rację.
      Nie dlatego, że tak bardzo lubię mieć rację i nie dlatego, że zawsze ją rzeczywiście mam.
      Cieszy mnie to, że moje dziecko słucha, że to moje gadanie ma sens, że ona, jedna czy druga, potrafi wyciągać wnioski, potrafi przeprosić, poprosić o pomoc. I że czują się mimo wszystko bezpiecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *