probówki chemiczne, w których sprawdza się, co znajduje się w składzie kosmetyków
Tego unikaj

Przeczytałam co jest w składzie kosmetyków i…

Zrobiło mi się troszkę smutno.

  • Mamo czy możesz mi kupić taką piankę do mycia twarzy? Bo wiesz taka jedna znana youtuberka ( nie wiem czy to się tak pisze?) wypuściła serię swoich kosmetyków. I  one  są takie fajne i wszyscy je chwalą, wiesz? I one są podobno naturalne.
  • No, ale jak to youtuberka wypuściła serię kosmetyków? A kim ona jest? Zna się na tym?
  • No nie, po prostu jest sławna i tak sobie wymyśliła.
  • ??? A co jest w składzie tych kosmetyków?
  • Oj, mamo, to nie jest nic dziwnego. Sprawdzisz ten skład?

Dla mnie to jednak jest coś dziwnego i to nawet bardzo, ale sprawdziłam.
Naturalna pianka do mycia twarzy znanej youtuberki i pianka pod prysznic, bo taką moja córka też sobie zamarzyła, jest kosmetykiem…prawie naturalnym.

Już się prawie ucieszyłam czytając etykiety tych pianek, że będę mogła zrobić córce przyjemność.
Bo w składzie kosmetyków jest i aloes i olej z pestek moreli. Ekstrakt z kwiatów bławatka, wyciąg z gujawy i wyciąg z grapefruita. Bliżej końca listy nie jest już niestety tak wesoło.
Dlaczego? Bo oto mamy tutaj coś takiego: CI 42090 i coś takiego: CI 14720

Te tajemnicze literki i cyferki w składzie kosmetyków to barwniki

Pierwszy, CI 42090, tzw. błękit brylantowy to substancja syntetyczna.
Cytuję za Wikipedią, więc jak wiadomo informacje te nie do końca muszą być wiarygodne. Podobne jednak można znaleźć w innych miejscach w Sieci

Może wywoływać astmę, pokrzywkę, katar sienny oraz reakcje alergiczne. Może spowodować nasilenie objawów nietolerancji salicylanów (np. aspiryny)”

Gdzie indziej przeczytałam, że jego stosowanie zakazane jest w: Belgii, Austrii, Francji, Norwegii, Niemczech, Szwajcarii, Szwecji. Ponieważ wykazano w badaniach na zwierzętach jego rakotwórcze działanie

Wikipedia podaje, że

Substancja nie jest klasyfikowana jako substancja kancerogenna u ludzi, a u zwierząt dowody te są ograniczone. Według RTECS (Rejestr Toksycznych Efektów Substancji Chemicznych)- Błękit brylantowy FCF wykazuje „niejednoznaczne działanie rakotwórcze”, „jednak – agenda WHO, Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem, IARC  nie zaklasyfikowała tego barwnika jako czynnika rakotwórczego dla ludzi

Kosmpodeii nie zacytuję, bo jest tego zbyt dużo. Zainteresowanych odsyłam do strony kosmopedia.org 
W skrócie, to, co jest tam zawarte brzmi tak: nie ma się czego bać, bo stosowanie barwników w kosmetykach, a także w produktach spożywczych jest nadzorowane przez Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS) – organ doradczy Komisji Europejskiej.
Przez amerykański zespół ekspertów – toksykologów Cosmetics Ingredient Review (CIR) Expert Panel.

Jest jeszcze kilka innych instytucji nadzorujących bezpieczeństwo stosowania barwników i innych składników kosmetyków.

Czy jestem uspokojona? Absolutnie nie.

CI 14720 nie znalazłam wielu informacji, ale to również syntetyczny barwnik – Karmoizyna albo kwas rubinowy, również alergenny.

W składzie kosmetyków są także składniki zapachowe – potencjalnie syntetyczne

Hexyl Cinnamal czyli aldehyd heksylocynamonowy, który imituje w kosmetykach zapach jaśminu.

Kosmopedia podaje, że znajduje się na liście potencjalnych alergenów.

Jego obecność musi być uwzględniona w wykazie składników w momencie, kiedy zawartość w kosmetyku spłukiwanym przekracza 0,01%.
Nie znalazłam informacji, jaka zawartość maksymalna jest dopuszczalna.
A przecież jeśli kupię piankę pod prysznic i piankę do twarzy to już będzie 2 razy przekroczone 0,01% czyli nie wiadomo dwa razy ile tak naprawdę.

No ja wiem, że moje dziecko nie wyleje na siebie zawartości obu butelek od razu, ale wolę dmuchać na zimne.

Limonene
imitujący zapach skórki cytrynowej, potencjalnie jeszcze silniej uczulający, również dopuszczony do stosowania w stężeniu powyżej 0,01% dla kosmetyków spłukiwanych.

I na koniec zapach konwalii czyli Linalooll substancja, która może mieć pochodzenie syntetyczne lub roślinne, podobnie zresztą, jak Limonene.
Jakie pochodzenie mają te użyte w piankach tego nie wiem, bo takiej informacji nie ma, dlatego wolę być ostrożna.

Matka-wariatka?

Może tak to wygląda. Staram się, co prawda nie popaść w paranoję, ale faktycznie bardzo ostatnio zwracam uwagę na to, co przygotowuję do jedzenia. Na to, co nakładamy na skórę, w czym pierzemy ubrania.

Bo nie mam wpływu na nic innego.
Na powietrze, na wodę, na to, co przyjmujemy razem z lekami, które czasem trzeba przyjąć.
A przecież i w składzie niektórych leków, a nawet i suplementów można spotkać się z różnymi cudeńkami.

Pisałam już, że codziennie chodzę do pracy piechotą.
Mój spacer trwa pół godziny w jedną stronę czyli codziennie idę przez godzinę, co tygodniowo daje 5 godzin.
Miesięcznie 20 godzin.

Średnio 20 godzin w ciągu miesiąca wdycham spaliny, w których składzie mieści się pewnie cała tablica Mendelejewa. Bo moja droga do pracy prowadzi wzdłuż samochodowego korka.
W jedną i w drugą stronę.
Próbowałam pójść inną trasą, odrobinę dłuższą, ale wygląda dokładnie tak samo.
Prawdopodobnie zrezygnuję i zacznę do pracy dojeżdżać, jak inni.
Dzieci jeżdżą do szkoły autobusem, ale czy robi to jakąś wielką różnicę?

Nie mam wielkiego wpływu na to czym oddychamy. Dlatego staram się wyeliminować to, co może szkodzić na tyle, na ile jestem w stanie to zrobić.
Można mi oczywiście zarzucić, że podaję fakty z Internetu czyli w rzeczywistości nie sprawdzone, bo nie szukam naukowych źródeł.
Prawdopodobnie nie przedarłabym się przez nie. Przede wszystkim z braku czasu, ale też z braku odpowiedniej do czytania takich publikacji wiedzy.

Zakładam zwykle niestety, że jeśli, jak w kosmetykach, coś może być pochodzenia syntetycznego lub roślinnego, jest syntetyczne.
Nie ufam zapewnieniom wielkich, mądrych instytucji nadzorujących i badających. Każdy z nas zna na pewno chociaż jedną historię, która świadczy o tym, że nie można im do końca wierzyć.
W końcu Titanic też nie miał nigdy zatonąć.

Staram się mieć do tego wszystkiego zdroworozsądkowe podejście. Po prostu tego, co do czego nie mam pewności lub mam wątpliwości unikam.
Jeśli to jest możliwe.

Tym bardziej, że mam dostęp do naprawdę naturalnych kosmetyków.

Naturalnych w stu procentach, nie tylko z nazwy.
W składzie kosmetyków, których używam nie ma szkodliwych dodatków.
Mam dostęp do kosmetyków, które się sprawdziły i sprawdzają. W stu procentach naturalnych, dlatego wiem, że można się obejść bez tych wszystkich wątpliwych składników.
I najwyraźniej nie jest to aż tak kosztowne, jak mogłoby się wydawać, skoro ich ceny nie są wyższe od tych prawie naturalnych i tych, które z naturalnością w ogóle nie mają nic wspólnego.

Dlatego wkurza mnie to robienie wody z mózgu dzieciakom, które tak łatwo złapać na ładne opakowanie, cudowny zapach, chwytliwe hasła i przede wszystkim może popularność. Taką czy inną.

Córki na szczęście nie musiałam długo przekonywać. Opowiedziałam jej w skrócie tylko o barwnikach i straciła ochotę na kupno tych cudownych pianek.

Oczywiście, Ty też możesz mieć dostęp do tych kosmetyków, do których ja mam dostęp 🙂 to nie jest żadna wiedza tajemna, ani elitarny klub.
To bardzo proste, klikasz w ten link ORGANIC LIFE i jesteś w sklepie.
A na dobry początek możesz wykorzystać kupon RABAT25%/PL086005
Otrzymasz 25 % rabatu na wszystkie produkty: kosmetyki, fitoregulatory i suplementy, ajeśli się zarejestrujesz ten rabat zostanie z Tobą na stałe.
*****************************************
Artykuł powstał we współpracy z firmą Organic Life


foto: chiara tiberti z Pixabay

9 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *