Przyjechał Mikołaj

Jak niewiele trzeba, żeby uszczęśliwić dzieci.
Wcale nie kolorowe zabawki z reklam, wcale nie najnowsze modele tabletów, smartfonów i innych …ów.
Tak naprawdę dzieciakom potrzebna jest zabawa w grupie i zainteresowanie ze strony dorosłych.
Tak to widzę.
Trochę nietypowa wizyta wizyta u babci
6 grudnia, czyli w mikołajki byliśmy z wizytą u babci na wsi.
Jak zawsze było fajnie, bo u babci i na dodatek na wsi, gdzie zawsze można sobie wyjść z domu, kiedy tylko ma się na to ochotę, poganiać, pobawić się w chowanego czy zrobić cokolwiek innego, zawsze jest fajnie.
Tym razem jednak wydarzyło się coś, co nie wydarza się zawsze.
Do wsi przyjechał Mikołaj ze swoim elfem i z prezentami. Zaprosił dzieci do spotkania i do zabawy i dla każdego miał mały upominek.
W świetlicy odbyła się zabawa mikołajkowa dla miejscowych dzieci, ale goście też byli mile widziani.
Szłam, przyznam się, dość sceptycznie nastawiona. Wróciłam uhahana i szczęśliwa.
Dlaczego?
Wyobraźcie sobie.
Zwykła, wiejska świetlica. Cztery gołe ściany, kilka stołów i krzesła. Żeby było ciepło, ktoś wcześniej musiał przyjść i napalić w piecu. Był, napalił, było ciepło.
W tej świetlicy mnóstwo dzieciaków, od całkiem malutkich, po gimnazjalistów.
I pani z biblioteki, z jedną , może dwiema pomocnicami. Gimnazjaliści aktywnie pomagali i brali udział we wszystkich działaniach.
Kilka piosenek, tańce, konkurs na laurkę dla Św. Mikołaja, zawody w przesuwaniu śnieżnej kuli z papieru, wspólna inscenizacja „Rzepki” Juliana Tuwima, „sztuczki magiczne” prezentowane przez panią z biblioteki.
I tyle. I jak było?
Było świetnie.
Dzieciaki bawiły się, śmiały, krzyczały, odpowiadały na pytania, wołały na całe gardło Mikołaja, który przyniósł…cukierki. Ale za to można ich było nabrać tyle, ile się chciało – pełne garście i kieszenie.
Można było podejść i dotknąć „śniegu”, który wyczarowała pani z biblioteki.
Moim dziewczynom się podobało, ja wyszłam podbudowana.
Jak niewiele trzeba, żeby dać radość, żeby coś stworzyć, żeby dać dzieciakom zajęcie.
I tak pomyślałam później, tak bardzo wielu ludzi narzeka na dzisiejszą młodzież.
A ona jest tylko taka, jacy my jesteśmy.
Jeśli my się zaangażujemy, oni też się zaangażują.
Widziałam to w sobotę, widzę to w zespole u mojej córki. Potrzeba impulsu, trzeba im zaufać i dać zadanie.
Zanim zainteresują się „ciekawszymi” rzeczami i sprawami.
Ludzie jednak ciągle chcą być razem, bezpośrednio, twarzą w twarz, pomimo różnic, pomimo for społecznościowych i innych wynalazków.
To napawa chyba nadzieją, ale też skłania do pomyślenia nad tym, że warto by się w coś naprawdę zaangażować
4 komentarze
Ala
Bo święta to nie tylko prezenty – to przygotowywanie, robienie ozdób, obecność najbliższych, uśmiech i zapach kompotu z suszu. Jeżeli nasze święta to łażenie po galeriach handlowych, no to sorry, ale dziecko nie będzie się cieszyło ze świecącej choinki a tylko (tylko i wyłącznie) ze smartfona, tableta czy innego wynalazku. My na mikołajki nie dawaliśmy prezentu tylko zabraliśmy córę do Teatru Małego Widza na warsztaty czekoladowe i usłyszeliśmy że, cytuję „to som najlepsie mikołajki na świecie” :)) Więc, jeżeli dziecko się cieszy tylko z produktów firmy spod znaku nadgryzionego jabłka to jest nasza wina… ufff, ale się rozpisałam 🙂
admin
I dobrze, że się rozpisałaś, bo mądrze napisałaś:-)i w pełni się zgadzam z tym, że to my jesteśmy odpowiedzialni za to jak postrzegają świat nasze dzieci.
A co to takiego warsztaty czekoladowe?
Ala
To były warsztaty z duuużą ilością czekolady 🙂 dekorowanie ciasteczek itp. Jeżeli chcesz zobaczyć, wklejam link z fotorelacją – niestety nie mam własnych zdjęć (do tej pory żałuję, że nie wzięłam ze sobą aparatu) było naprawdę super, polecam na przyszłość 🙂 http://www.teatrmalegowidza.pl/pl/article/mikolajkowe-warsztaty-czekoladowe-za-nami—fotorelacja
admin
No pięknie, fajnie taki prezencik wręczyć komuś kochanemu. Dzięki za zdjęcia. Ja niestety, albo stety, zależy jak spojrzeć:-) nie mieszkam w Warszawie, ale warto by sprzedać taki pomysł u mnie w teatrze. Może się przyjmie?