Reksio i Bolek i Lolek górą
Dzieci lubią bajki.
W każdej postaci.
Lubią, kiedy im się bajki czyta, kiedy im się bajki opowiada, ale to kiedy są małe.
Bo dzisiaj książeczki w większości domów przegrywają z bajką emitowaną w telewizji. Przyznaję, że i u mnie walka wciąż trwa.
A kanałów do wyboru jest naprawdę mnóstwo.
Mam jednak wrażenie, że bardzo trudno w nich o mądrą, wartościową bajkę.
Tak, wiem, że to, co napisałam, brzmi, jak zdanie stetryczałej staruszki, która uważa, że za jej młodych lat było o wiele lepiej, a jednak tego zdania nie cofnę.
Bo pokażcie mi jedną ze współczesnych bajek, która ma naprawdę jakiś sens.
Jeśli już jest w niej zawarty jakiś morał, to zawsze wszystko, co dobre dzieje się tam za sprawą jakiejś magii.
Konflikty rozwiązuje się walką na pięści.
Wszędzie pełno jakiś potworów, duchów, dziwnych postaci – nie wspomnę już o bajkach Monster High.
Dzieci to oglądają, bo nie mają żadnego wyboru. Ich rodzicom telewizor służy jako niańka; kiedy chcą mieć święty spokój, z różnych powodów, sadzają malucha przed telewizorem i już.
I nie interesuje ich, na co on tam patrzy. Same reklamy też mogłyby być.
Znam takich, wiem , co mówię i to nie jest przesada.
Inne dzieci oglądają to, co ich koledzy i koleżanki, żeby móc odnaleźć się w grupie i nie usłyszeć broń Boże: jak to, nie oglądałeś…?
To nie możesz się z nami bawić.
Zastanawiam się nad tym czy ludzie, którzy tworzą te bajki mają w ogóle jakiś kontakt z dziećmi?
Czy wiedzą, dla kogo tworzą, jaki wpływ i jakie skutki wywołają te ich dzieła w psychice dzieci?
Zastanawiam się czy nie ma żadnej instytucji, żadnych ludzi odpowiedzialnych za to, jakie i które bajki dopuszcza sie do emisji?
Zastanawiam się nad tym dlatego, że zaobserwowałam coś ciekawego u moich dzieci.
Otóż, kiedy dziewczyny mają do wyboru starą i nową wersję „Pszczółki Mai” zdecydowanie i jednogłośnie wybierają starą wersję.
Kiedy tylko mogą, z prawdziwym zainteresowaniem i radością oglądają Reksia, Bolka i Lolka, przygody kota Filemona.
Kiedy w wakacje telewizja emitowała stareńki film, chyba jeszcze z początku lat siedemdziesiątych „Ucieczka – wycieczka” nie można ich było po prostu oderwać od telewizora.
A ostatnio hitem w naszym domu jest serial fabularny dla dzieci z początku lat 90 – dziesiątych „Tajemnica Sagali”.
Jest tu też magia, ale jest i tajemnica, jest przygoda, są prawdziwe uczucia.
Technicznie to bardzo słaby film, ale dzieciom to nie przeszkadza – ważna jest historia.
No i jest jeszcze świetna, współczesna bajka rosyjska „Masza i niedźwiedź”. tak śmieszna i radosna, że nawet my dorośli nie chcemy jej przegapić.
Co z tego wszystkiego wynika?
Jak dla mnie wniosek jest jeden: żeby dobrze się bawić, dzieci nie potrzebują żadnych fajerwerków, super kolorowych postaci i superszybkiej fabuły.
Dzieci potrzebują, żeby im opowiadać proste historie z jasnym przesłaniem.
I być może, gdyby mogły oglądać właśnie takie historie, byłyby spokojniejsze, mniej agresywne, może potrafiłyby się ze sobą i z nami lepiej porozumiewać?