rodzicielstwo
Archiwum bloga

Rodzicielstwo bliskości?

Kiedyś jedna z moich koleżanek patrząc na mnie i starszą Królewnę, powiedziała:
– Magda, jaki wy macie fajny kontakt.
Miło mi się zrobiło, ale pomyślałam sobie: a jaki mamy mieć?
Wydawało mi się to wtedy oczywiste.
Dzisiaj już wiem, że wcale takie oczywiste nie jest.
Mimo to, mimo różnych trudnych sytuacji, nieporozumień, czasem kłótni, myślę, że mam dobry kontakt z moimi córkami.
Bardzo dużo z nimi rozmawiam, chociaż to nie są rozmowy, jak z amerykańskich filmów.
Często w biegu, czasem trochę urywane, żeby wrócić do nich wieczorem lub jutro.
Często się przytulamy, nawet ze starszą Królewną, która raczej za tym nie przepada, ale w trudnej sytuacji przybiega i zarzuca mi ręce na szyję.
Czemu tak jest? Chyba nieświadomie zastosowałam coś, o czym coraz głośniej się dzisiaj mówi – rodzicielstwo bliskości.

Nie zastanawiałam się nad tym, po prostu tak się stało.
Od początku czułam jakąś niechęć do wszelkiego rodzaju poradników ( już chyba gdzieś to pisałam). Koleżanki zasypywały mnie dobrymi radami.
Co dziwne moja mama tego nie robiła.
Koleżanki przynosiły kolorowe gazetki, ulotki potrzebnych gadżetów. Ja po pierwszej próbie przeczytania, oglądałam tylko obrazki i odkładałam wszystko na bok.
Nie kupiłam wielu rzeczy, wychowywałam dzieci z kotem, nie miałam super nowoczesnej sokowirówki, ale codziennie przygotowywałam świeży sok.
Taka ze mnie bohaterka, ale nie przejmuj się nowa super sokowirówka to świetna rzecz.

Zdarzało się i do dzisiaj zdarza, że dziewczyny śpią z  nami jedną noc.
Kiedy na przykład przyśni się jakiś koszmar.
Co z tego, że wytłumaczę, że to tylko sen, a jedna czy druga przyzna mi rację, skoro z rodzicami jest tak dobrze i bezpiecznie. Powinniśmy im to odebrać? Będą silniejsze?
Kiedy starsza Królewna była maleńka, koleżanka zwróciła mi uwagę, że za często chyba ją głaszczę.
Inna innym razem stwierdziła, że poświęcam córkom zbyt dużo uwagi, kiedy starałam się odpowiedzieć na każde pytanie i podziwiać choć przez sekundę każde namalowane lub ulepione dzieło.

Fakt, że od 10 lat 90% mojego czasu to dzieci, ale kto ma im pomóc poznawać świat, jeśli nie rodzice?
Kto ma pochwalić, zachęcić, upewnić?
Mimo tych 90% czasu poświęconego życiu dzieci żyję, jestem szczęśliwa, poznaję nowych ludzi, spełniam się w tym, co lubię, nawet się rozwijam :-).
Zaczęłam ostatnio trenować mój zapomniany angielski, a w planach mam naukę francuskiego ( po ostatnich deklaracjach, trochę zmieniłam kolejność).
A przecież już niedługo znów odzyskam trochę swojego czasu. Już niedługo moje dzieci będą coraz bardziej samodzielne.
I mam nadzieję, dzięki temu, co dzieje się dzisiaj, że nasze relacje zawsze będą bliskie i serdeczne.

Lubimy sobie nazywać różne rzeczy, nazywamy więc też sposoby naszych relacji z dziećmi.
Dzisiaj jest rodzicielstwo bliskości, kiedyś było wychowanie bezstresowe, rodzicielstwo przez zabawę, pewnie są jeszcze inne szkoły i terminy, ale ich nie znam.
Bez względu jednak jak sobie to rodzicielstwo nazwiemy, to ono jest nasze, jedyne i nienazwane.
I najważniejsza w nim jest miłość, a każdy, jak wiadomo kocha inaczej.
Jeśli na pierwszym miejscu postawimy dobro naszego dziecka, to niewiele więcej jest nam potrzebne, bo rzeczywiście dobrze wtedy wiemy, co i jak robić.

Żeby nie  było, że taka jestem idealna, to potwornie mnie denerwował płacz starszej Królewny.
Nie wiem dlaczego, ale wyprowadzał mnie z równowagi.
Wtedy, nocami, tata nosił ją na rękach. Jej to pasowało, bo tata był spokojny, a ja spałam.
O, właśnie, stąd się wzięła ta moja postawa. Kiedy ktoś próbował mi podsuwać jakieś genialne rozwiązania ja zawsze myślałam: moi rodzice wychowali nas, mnie i siostrę, bez poradników i podręczników i dali sobie radę.
Też tak chciałam, jak oni.

Oczywiście jednak, jak zawsze i ze wszystkim, nie można popadać w skrajności.
Ja też szukam, ostatnio zwłaszcza, pomocy i pytam i jestem wdzięczna za każdą odpowiedź.
Przymierzam się do pewnej lektury, ale staram się nie stosować żadnych rad bezkrytycznie. Bo nie każde dziecko jest przecież takie samo.
Coś, co działa w przypadku jednego, niekoniecznie zadziała u drugiego.
Nie zmusisz dziecka do zjedzenia fasolki na przykład, ale możesz go wpędzić w nerwicę:-) ciągłym gderaniem. A przecież to jutro może się zmienić i fasolka mu zasmakuje, a jak nie, to można ją zmiksować w zupie.
Bezkrytyczne stosowanie surowych zasad nie zda egzaminu, podobnie, jak przesada w drugą stronę i zdawanie się tylko i wyłącznie na to, że dziecko wie, czego mu trzeba. Bo nie zawsze wie.

No, to się znowu troszkę powymądrzałam, a natchną mnie nie do tego artykuł ze Zwierciadła

Podesłała go na FB pani Beata Gizler, psychoterapeutka, którą poznałam dzięki projektowi AUDIOBLOG.
I tak to, już na marginesie, nigdy człowiek nie wie, z której strony może spaść na niego coś dobrego:-), ale zawsze trzeba być gotowym na przyjęcie nowego.

Ps. Właśnie wysłuchałam ciekawej audycji w aplikacji AUDIOBLOG :-), nagranej specjalnie jako komentarz do nagrania tego wpisu, który właśnie przeczytaliście.
Dziękuję wszystkim Paniom za wiele ciepłych słów i mądrych słów. Znalazłam w nich potwierdzenie dla własnych przekonań, a także dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałam. A przy okazji, wpadłam na pomysł na nowy wpis 🙂
Dziękuję serdecznie jeszcze raz, a moim czytelnikom serdecznie polecam aplikację AUDIOBLOG.
To ciekawe doświadczenie, a znajdziecie tam naprawdę mnóstwo ciekawych treści, interesujących autorów i współczesny świat widziany trochę inaczej być może niż Wy go widzicie, a przez to na pewno ciekawy.
Warto.

10 komentarzy

    • admin

      Jak ładnie nazywasz swoją mamę 🙂 Chyba masz rację, że to nie jest bardzo częste, te dobre relacje, chociaż ja też na szczęście, mam to szczęście. Mam nadzieję, ze moje dziewczyny za parę lat będą mogły powiedzieć to samo. Pozdrawiam

  • Avatea

    Rano słuchałam cię na Audio-blogu. Tak sobie pomyślałam, że w dobie dostępu do internetu mamy za dużo informacji.. Często instynkt, rozum, serce matki podpowiada nam najlepsze rozwiązania. My najlepiej znamy swoje dzieci. Częściej powinnyśmy ufać sobie, nie podręcznikom i zmieniającym się trendom na wychowanie…

    • admin

      Często mam wątpliwości. Ty na pewno też. Wydaje mi się, że inni wiedzą lepiej, robią lepiej, mają lepsze rezultaty, mogą więcej dać, ale potem przychodzi otrzeźwienie: to przecież nie jest żaden wyścig, żaden wybieg. To obecne i przyszłe życie moich dzieci. I jak mnie tak czasem te głupoty opadną, to sobie idę do pokoiku moich dziewczyn i siadam i z nimi rozmawiam. Czasem o byle czym, tak po prostu, a czasem o sprawach akurat do rozwiązania. One to lubią i wiem, że je to uspokaja. A mnie się wtedy wszystko ładnie układa. Nie ma nic lepszego niż rozmowa z dzieckiem, a do tego żaden podręcznik nie jest, moim zdaniem, potrzebny.
      Wiem, że ktoś może mi zarzucić, że się wymądrzam, podczas, gdy są sytuacje różne, trudne, nie do ogarnięcia itp., ale ja o takich nie piszę. Ja piszę o takich, kiedy wszystko jest, jak trzeba, a my trochę za bardzo czasem kombinujemy i szukamy nie wiadomo czego.
      Mam nadzieję, że się nie za bardzo zaplątałam 🙂

  • Magda

    Piękna sprawa. Jak doszłam do tego, że głównie powinnam wsłuchać się w siebie okazało się, że w sumie to wiele rzeczy wiem. Warto polegać na intuicji, bo jest najlepszym doradcą.

    • admin

      Myślę, że warto i myślę, że warto też słuchać innych, ale zawsze filtrować. W ogóle warto się trochę zatrzymać, żeby w ogóle cokolwiek usłyszeć, mimo tego, że coraz o to trudniej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *