Archiwum bloga

Wszystkie dzieci nasze są

Może jestem trochę dziwna, ale wychowując swoje dzieci martwię się przy okazji o inne dzieci. Dlaczego? Bo moje dzieci mają z nimi bliski kontakt. Są koleżankami i kolegami z klasy, grupy przedszkolnej.

Idzie po prostu o to, że dzieci, które mają, powiedzmy sobie, trudny charakter codziennie spędzają część dnia z moimi dziećmi. I mają na nie bezpośredni, a czasem pośredni wpływ.
Bo imponują, bo dowodzą grupie, bo oceniają i wydają opinie, bo lubią dokuczyć, bo bywają złośliwe. Na szczęście z innymi cechami się nie spotkałam i mam nadzieję, że się nie spotkam.

Martwię się tymi dziećmi dla nich samych również. Ze względu na to, że mam córki, mam więcej do czynienia z dziewczynkami.
Naprawdę przykro mi patrzeć na słodkie, malutkie, niewinne twarzyczki, których właścicielki po prostu próbują sobie poradzić. Prawdopodobnie, bo psychologiem nie jestem, mają już teraz zaniżone poczucie własnej wartości i w jakiś instynktowny sposób próbują się ratować. A, że nikt niczego ich nie nauczył, wydaje im się, że najlepszym sposobem jest narzucić innym swoje zdanie i sposób myślenia, sterroryzować, podporządkować, bo wtedy są ważne, coś znaczą.

I od początku idzie za nimi etykietka: a to ta, no czego tu można się spodziewać i zwykle tym słowom towarzyszy machnięcie ręką. Już zresztą pisałam o tym kiedyś TUTAJ.
Dzisiaj piszę z tego powodu, że właśnie zastanawiam się nad tym, jak zareagować w pewnej konkretnej sytuacji. Nie opowiem jakiej, bo nie uzgodniłam tego z córką, zresztą to nie ma w zasadzie znaczenia.
Chodzi o to, że córka nie potrafi sobie za bardzo poradzić z sytuacją, która ma od jakiegoś czasu miejsce w klasie. Sytuacja  w zasadzie niewinna, ktoś mógłby powiedzieć, że robię widły z igły, ale moje dziecko bardzo to przeżywa.
A koleżanka, która jest powodem jej zmartwienia, to właśnie jedna z tych pozostawionych samych sobie dziewczynek. A żeby było śmiesznie moje dziecko i ona tak naprawdę się lubią.

Rozmowa z jej mamą nie wchodzi w rachubę, bo prostu nigdy kobiety nie widzę, nie wiem, jak wygląda.
Z kim porozmawiać? I co właściwie powiedzieć. Nie chcę sprawić, żeby mała ponosiła konsekwencje, tzn. powinna się dowiedzieć, że robi źle, ale nie chodzi mi oto, żeby ją w jakiś sposób karać. Chciałabym, żeby miała szansę i jednocześnie nie chcę, żeby moja rozmowa czy z nauczycielem czy pedagogiem miała jakiś niedobry wpływ na moją córkę. Jeśli nie zareaguję, nic pewnie się nie zmieni.

I jestem w kropce. Prawdopodobnie zaproponuję, żeby córa zaprosiła małą do domu i z nią spróbuję sobie pogadać od serca.
Może to pomoże? Może zaproponuję wspólne odrabianie lekcji, może jakiś wspólny spacer? Wiem, że te dzieciaki garną się do ludzi, którzy okazują im zainteresowanie ( i to też jest dla nich bardzo niebezpieczne, bo są całkowicie bezbronne i przecież naiwne).
Nie chcę wchodzić w niczyje kompetencje, ale mam wielką potrzebę zrobienia czegoś.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *