letni dzień
Archiwum bloga

Dzięki Bogu już wakacje

Nigdy nie sądziłam, że kiedy przestanę być uczennicą, będę się tak bardzo cieszyła z nadchodzących wakacji.
A nie wiem czy nie cieszę się bardziej niż moje dzieci. Bo one cieszą się oczywiście, ale żal im koleżanek.
A ja się cieszę tak całkowicie bez żadnego żalu.
Chociaż, może jednak żal mi będzie tych wszystkich spotkań?

Ostatnio pomyliłam daty i moje dziecko miało z tego tytułu dwa wolne od szkoły dni.
Klasa jechała na wycieczkę szkolną, a Królewna nie chciała. Zaplanowała więc sobie cały dzień z babcią.
Z tego wszystkiego zrobiły się dwa dni. I niby nic, ale co by było, gdyby jednak miała jechać?
Aż nie chcę sobie wyobrażać.
W tym roku baterie mi się całkiem wyczerpały jeszcze przed metą i trochę mnie to martwi.

Co prawda nie było łatwo, ale w następnym roku też nie będzie łatwo, bo starsza Królewna kończy I stopień szkoły muzycznej, więc znów będzie szaleństwo.
Dla niej, dla mnie i dla nas wszystkich tak naprawdę.
Trzeba się chyba poważnie zastanowić nad lepszą organizacją.
Pewnie jest możliwa, ale na razie nie chce mi się myśleć.

Na razie cieszymy się świetnie zaliczonym egzaminem ze skrzypiec, pięknymi świadectwami, wyjazdem na kolonie.
Młodsza córcia jedzie pierwszy raz.
Jedzie z siostrą i przyjaciółkami Mariankami, ale i tak się obawiam płaczu.
Da sobie radę, bo dzielna z niej babka, tylko rozstawać się bardzo nie lubi, a mnie wtedy ściska w gardle i chyba jej otuchy nie dodaję za bardzo.

Wydaje się, że te dwa miesiące to tak dużo, ale wiem, że śmigną i ani się nie obejrzę.
Zawsze mnie to przeraża, kiedy sobie uświadomię, że to przecież kawałek życia, który znika i go nie ma, a czasem człowiek nawet nie zauważa, że był.
Dlatego mam taki plan, żeby każdy dzień z tych dwóch miesięcy przeżyć od początku do końca świadomie.
Najlepiej byłoby dobrze i świadomie, ale muszę być realistką, więc zakładam tylko świadomość.
Więcej wyzwań  raczej nie przewiduję.
Jedno, czego bym chciała, to usiąść gdzieś pod drzewem i nic nie robić.
Patrzeć, słuchać, czytać, spać.

To się oczywiście nie uda, a przynajmniej nie tak długo, jakbym chciała, ale nie zakładamy zdobywania szczytów na czas, zwiedzenia 10 zamków w 5 dni, ani innych tego rodzaju atrakcji.
Ja jestem zmęczona nieustannym planowaniem i spinaniem wszystkiego, a dziewczyny są zmęczone moim ględzeniem, że już trzeba, bo inaczej nie zdążymy, nie zrobimy, się  nie uda.
Nie będziemy planować, potrzebujemy spokoju wokół i wewnątrz.

Nie będzie więc fascynujących zdjęć z niezwykłych miejsc i porywających opisów naszych wyczynów, ale sprawdzimy czy można ciekawie napisać o zwykłym dniu wypełnionym zupełnie zwykłymi przyjemnościami i zajęciami i czy to może być dla kogokolwiek ciekawe.

A nie, zapomniałabym, jest jedno wyzwanie.
Pielgrzymka do Częstochowy, jeśli się Królewny nie wycofają z pomysłu.
Nie mam pojęcia, jak nam się to uda, biorąc pod uwagę fakt, że młodsza Królewna po przejściu 300 m twierdzi, że bolą ją nogi.
Jeśli się uda, to dobrze, a jeśli nie, trudno. Chciałabym tam dojść z powodów bardzo różnych, ale nic na siłę.
Jeśli mam dojść, to na pewno dojdę.
No i tyle, mam nadzieję, że uda się poukładać trochę spraw, które zostawiłam na potem i że po wakacjach wrócimy wszyscy cali i zdrowi i pełni energii, na kolejne 10 miesięcy. Do pracy.
Czego wszystkim życzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *