-
Książka, która wciąga po uszy czyli Madonna w futrze
Kiedy moje dziecko było w szpitalu, potrzebowałam czegoś do czytania, kiedy nie byłam mu potrzebna, żeby się nie zanudzić na śmierć.Do domu daleko, księgarni w okolicy brak, niedaleko był sklep, centrum handlowe raczej.Poszłam, stanęłam przed półkami z książkami, na których groch z kapustą, a większość książek do tego zniszczona.I co tu robić? Na chybił trafił wyciągnęłam tę z okładką, która mi się spodobała, przeczytałam kilka zdań ze środka.Były OK, sprawdziłam cenę i kupiłam.I tym oto sposobem stałam się właścicielką jednej z ciekawszych i piękniejszych książek, jakie udało mi się dotąd przeczytać „Madonna w futrze„Nie jest to porywająca powieść w ścisłym rozumieniu tego słowa.Nie ma tu wartkiej akcji, może nawet trochę…
-
Wyjątkowy „Dziadek do orzechów”
Są tacy ludzie pośród nas, którym zresztą po cichu zazdroszczę tej wewnętrznej siły, której u siebie nie dostrzegam. Którzy potrafią zrobić COŚ właściwie z niczego. Coś, co wydawałoby się, jest niemożliwe. Bo trzeba by zaangażować tylu ludzi i jak tu zgrać wszystkie terminy? Bo kasy nie ma. Bo gdzie my to zrobimy i jak to wszystko właściwie ogarnąć?
-
Lion. Droga do domu
Pewnie część z Was widziała już film lub przeczytała książkę – teraz jest jakaś taka moda, żeby książkę wydawać w okolicach premiery filmu nakręconego na jej podstawie. To już drugi w ostatnim czasie taki przypadek, z którym się osobiście zetknęłam. Pierwszym były „Psy wojny” – jeszcze nie zdecydowałam się obejrzeć filmu.Jasne, że tak się dzieje w przypadku niewielkiej liczby tytułów i pewnie tylko tych najlepiej z jakiegoś powodu rokujących.Ja na razie jestem świeżo po lekturze ” Lion. Długa droga do domu” i tym razem na film chyba się jednak wybiorę.
-
Sprawdzić w encyklopedii: lęk, strach
Jestem świeżo po lekturze książki o Jerzym Kukuczce.I tak mi się jakoś skojarzyło to nagranie, kiedy je ostatnio przypadkiem usłyszałam. Myślę, że bardzo tu pasuje. Doskonale oddaje to, co sama chciałabym napisać.
-
A ja lubię Boże Narodzenie
No to się trochę zaniedbałam w tym przedświątecznym tygodniu . Wybaczcie, ale po prostu nie nadążam. Mam wrażenie, że albo doba jest coraz mniej rozciągliwa, albo ja coraz słabsza, albo jedno i drugie razem wzięte. Czy może jest jeszcze jakaś inna ewentualność? Nie zapomniałam o blogu, tylko po prostu czasu nie znalazłam na napisanie porządnego posta, bo byle co by się pewnie napisało, tylko po co? Nawet niczego nowego i niezwykle pięknego co posłuchania tym razem nie znalazłam. Gdzieś tam jest i na mnie czeka, ale z jakiegoś powodu nie chciało ujawnić się teraz. No trudno, świat Wam się beze mnie przecież nie zawalił:-)
-
I jeszcze jedno nowe odkrycie
I znów się zakochałam. Kolejna piękna, przepięknie śpiewająca kobieta, którą już chyba wcześniej słyszałam, ale z jakiegoś powodu nie zwróciłam na nią uwagi. Ciekawe dlaczego wtedy nie zwróciłam uwagi, a teraz uwagę zwróciłam? Co się stało, o czym nie wiem?
-
Rysa. Ile potrzeba, żeby zawalił się świat
Ostatnio oglądam mało filmów, czego bardzo żałuję. Nie da się po prostu filmu poznawać po kawałku, tak, jak to mogę zrobić z książką. Zdarzyła mi się jednak niedawno krótka niedyspozycja 🙂 i chciałam, nie chciałam ( właściwie to nie wiem czy bardziej chciałam czy bardziej nie chciałam) musiałam zostać w domu. Damy pomaszerowały do szkoły, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Tyle czasu wolnego? I na dodatek nie można się ruszać, więc o sprzątaniu nie może być mowy:-)
-
Zmiany, zmiany, zmiany
Kiedyś pisałam o dylematach związanych z graniem mojej córki. Dziś to już 5 klasa i wygląda na to, że wszystko się właśnie wyjaśniło. Jeszcze w ubiegłym roku byłam niemal pewna, że będziemy rezygnować ze skrzypiec. Dzisiaj widzę, że te skrzypce to wielka miłość mojego dziecka. Jak niewiele, a zarazem wiele potrzeba do tego, żeby człowiek poczuł się szczęśliwy.