-
Bo ja tak mówię?
Moi rodzice nie argumentowali nigdy kierowanych do mnie poleceń czy próśb tekstami w rodzaju: ma być tak, bo ja tak mówię. Pamiętam, ze zawsze rozmawialiśmy, czasem głośno, czasem się kłóciliśmy, ale zawsze mogłam wygłosić swoje zdanie, a oni z reguły starali się wytłumaczyć mi swoje decyzje. Dlatego ja dzisiaj również nie używam tego wątpliwego argumentu w stosunku do swoich dzieci. Dlatego również nie użyję go w stosunku do swoich rodziców, choćbym to miała zrobić w najbardziej słusznej sprawie.
-
Grzeczne, niegrzeczne. Oto jest pytanie
Moje dzieci są najcudowniejsze na świecie i kocham je bezgranicznie, a jednak czasami miałabym ochotę uciec jak najdalej od nich. Żeby ich nie widzieć, nie słyszeć, nie musieć interweniować i rozwiązywać palących, jak zawsze problemów.
-
Rodzicielstwo bliskości?
Kiedyś jedna z moich koleżanek patrząc na mnie i starszą Królewnę, powiedziała: – Magda, jaki wy macie fajny kontakt. Miło mi się zrobiło, ale pomyślałam sobie: a jaki mamy mieć? Wydawało mi się to wtedy oczywiste. Dzisiaj już wiem, że wcale takie oczywiste nie jest. Mimo to, mimo różnych trudnych sytuacji, nieporozumień, czasem kłótni, myślę, że mam dobry kontakt z moimi córkami. Bardzo dużo z nimi rozmawiam, chociaż to nie są rozmowy, jak z amerykańskich filmów. Często w biegu, czasem trochę urywane, żeby wrócić do nich wieczorem lub jutro. Często się przytulamy, nawet ze starszą Królewną, która raczej za tym nie przepada, ale w trudnej sytuacji przybiega i zarzuca mi…
-
W dobrych bajkach zawsze wygrywa dobro
Dzisiaj zapytam o coś, co może Was zdziwić po tych moich kilku wcześniejszych, trochę histerycznych wpisach. Czy myślicie, że ludzie są bardziej dobrzy czy bardziej źli? Zastanawiam się nad tym na poważnie.
-
Dawniej to panie było lepiej…Naprawdę?
Kilka dni temu w lokalnych wiadomościach usłyszałam i zobaczyłam coś, co wprawiło mnie w prawdziwe osłupienie. Poważnie. Coś, co jakoś tak prawie, że nie przystaje do naszych bardzo nowoczesnych, ultra technologicznych czasów. Coś bardzo pozytywnego, co przypomniało mi czasy mojego dzieciństwa, kiedy podobne inicjatywy były popularne i promowane. Wiecie czyny społeczne, „Niewidzialna ręka to także ty” i tym podobne historie.
-
Pomocy. Nie kocham swojego dziecka
Przeczytałam dzisiaj artykuł, który dosyć mocno mnie poruszył. Rzecz jest o mamach, które nie kochają swoich dzieci lub, albo jednocześnie o tych, które nie odnajdują się w macierzyństwie, uważają je za coś, co skomplikowało im życie na tyle, że gdyby mogły cofnąć czas, nie zdecydowałyby się na urodzenie dziecka.
-
500 zł na dziecko, wielkie mi mecyje
Twoje dziecko, twoja sprawa. Chciałeś dzieci, radź sobie sam. Dzieci to luksus, nie każdego na nie stać. Twoje dziecko, to nie moja sprawa. Takie i inne zdania wciąż gdzieś słyszę, zwłaszcza w ostatnim czasie. I zastanawiam się, jak to w końcu jest. Przecież wszystkie dzieci nasze są, w tym sensie, że to one za kilkanaście lat będą tymi, które będą współtworzyły naszą rzeczywistość. One będą pracowały na nasze emerytury, one będą odkrywały nieznane, dokonywały wielkich rzeczy, rządziły naszym Państwem, które jest naszym wspólnym domem
-
Co robi mama, kiedy dzieci śpią?
Czy Wy też tak macie, że nie potraficie opowiedzieć o tym, co przewija się przez Waszą głowę? Bardzo byście chcieli. I nawet znalazłyby się słowa, ale po ich złożeniu, okazuje się, że to nie to. Niby jest jakaś historia. Niby jest początek, rozwinięcie i zakończenie, ale nie ma duszy, bo brakuje tak istotnych szczegółów, jak zapach, światło, jakiś zapamiętany odgłos, jakieś wyjątkowe uczucie, jakie towarzyszyło Wam w chwili, o której opowiadacie.