-
Z miłością
Piątek, godzina 13. Idę do biurowej kuchni umyć kubek, żeby zrobić sobie kawę. Uff, jeszcze 2 godziny i do domu. I zaraz potem kolejna myśl: o nie, piątek, zakupy. Jak ja tego nie… I nagle olśnienie. Przecież tego nie uniknę. Muszę pójść do sklepu i kupić, co trzeba. Po cholerę ciągle się na to wściekam? I postanowiłam pójść do sklepu i wybierając jabłka, jogurty i sery, myśleć z uśmiechem i miłością o tych moich ślicznotkach, dla których je wybieram. I poszłam. Przy każdej kolejnej półce musiałam to sobie przypominać od nowa. Przy każdej zastawiającej całą sobą przejście lub szturchającej mnie pani, musiałam to sobie przypominać od nowa. Musiałam to sobie…
-
W oczekiwaniu
Wielki Post już się kończy, święta za progiem. Przed Bożym narodzeniem narobiłam rabanu, a teraz siedzę cicho, jak mysz pod miotłą. Bo potrzebuję ciszy. Coraz bardziej potrzebuję ciszy. To nie znaczy, że się nie przygotowuję. Bardzo dużo się modlę. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie modliłam się tak dużo, jak teraz. Nawet wtedy, kiedy bardzo, bardzo chciałam się dostać do szkoły teatralnej, nawet wtedy, kiedy zostawił mnie chłopak i myślałam, że umrę, nawet wtedy, kiedy rodziła się moja Ania. Teraz modlę się właściwie bez przerwy i zupełnie inaczej, chociaż wcale nie spędzam całych dni na klęczkach, żeby nie było .
-
Chwile, jak motyle, zostaje tylko pył
Miałam pisać dzisiaj zupełnie co innego, ale wakacje i czas, kiedy mogę chwilę odpocząć, zawsze tak na mnie jakoś wpływają, że mam takie przemyślenia, takie przebłyski czegoś, czego nie można złapać i co mnie nastraja jakoś melancholijnie. Mam wrażenie czegoś obok, czegoś ponad, czegoś jednocześnie we mnie i poza mną, czego niestety, cholera, nigdy nie udaje się zatrzymać. A tylko to wydaje się tym, co jest ważne. No i ja tu żyć?