• adwentowe wyzwania
    Archiwum bloga

    Mój Adwent – dzień 11, 12, 13 i już 14

    Powoli dobiegamy do końca. Do celu. Do wigilijnej nocy. Nie było czasu na pisanie, bo przyziemne, ale i przyjemne sprawy pochłonęły mnie całkowicie. Porządki, planowanie kolejnego tygodnia, żeby ze wszystkim zdążyć i całkiem nie zgłupieć. Zakupy, prezenty, lepienie pierogów i uszek. U nas to wspólne zadanie, to lepienie. Spotykamy się wszystkie trzy: mama, siostra i ja i teraz moje dziewczyny i cały dzień lepimy. Krzywe niektóre te pierogi, jedne małe, inne wielkie, ale to dlatego, że przy tym jest dużo gadania i śmiechu. Do tego jeszcze trzy psy, które wiecznie kręcą się pod nogami i właściwie to można oszaleć, ale jest fajnie. Dziewczyny zawsze czekają na ten dzień i uwielbiają…

  • Płomień dwóch adwentowych świec
    Archiwum bloga

    Adwent – mój dzień 10

    14 grudzień, czwartek Usiadłam i zastanawiam się co tu dzisiaj napisać. Bo może ja się do tego Adwentu źle zabrałam? Adwent to czas oczekiwania. Oczekiwania, a nie wyzwań, jakie by one tam nie były wielkie czy małe. Cała „filozofia” polega więc, tak sobie dzisiaj myślę, na tym, żeby dobrze oczekiwać. Żeby się tym oczekiwaniem przygotować na przybycie i żeby w efekcie nie przegapić przybycia. A oczekiwać i nie przegapić można tylko w spokoju. A, żeby mieć w sobie spokój/pokój to trzeba się wziąć i wyciszyć. A jak się tu wyciszyć, kiedy ciągle się starasz przegonić czas? Spojrzałam wczoraj na swój plan i pomyślałam, że popełniłam jeden, podstawowy błąd. Nie uwzględniłam…