Lion. Droga do domu
Książka

Lion. Droga do domu

Pewnie część z Was widziała już film lub przeczytała książkę – teraz jest jakaś taka moda, żeby książkę wydawać w okolicach premiery filmu nakręconego na jej podstawie. To już drugi w ostatnim czasie taki przypadek, z którym się osobiście zetknęłam. Pierwszym były „Psy wojny” – jeszcze nie zdecydowałam się obejrzeć filmu.
Jasne, że tak się dzieje w przypadku niewielkiej liczby tytułów i pewnie tylko tych najlepiej z jakiegoś powodu rokujących.
Ja na razie jestem świeżo po lekturze ” Lion. Długa droga do domu” i tym razem na film chyba się jednak wybiorę.


Myślę i myślę, jak Wam o tej książce opowiedzieć, żeby nie zdradzić szczegółów.
Bo to całkowicie niewiarygodna historia, która wydarzyła się naprawdę, więc ponieważ i tak pewnie już co nieco na ten temat wiecie, to spróbuję tak.

O czym jest „Lion. Długa droga do domu” Saroo Brierley’a ?
O sile miłości i sile rodzinnych więzów. O tym ile mamy w sobie mocy, choć sami na tym świecie nie moglibyśmy dać sobie rady.
O zbiegach okoliczności, które nie wiadomo wcale czy są tylko zbiegami okoliczności. Bo co jeśli ktoś nami i ludźmi wokół kieruje?
O dobroci i o złu, które się przeplatają w każdym miejscu na ziemi. O ludziach, którzy mogą pomóc i o tych, którzy mogą zniszczyć bez mrugnięcia powieką.
O mądrości dziecka.
I o tym, że warto słuchać intuicji, swojego wnętrza i być upartym i zawziętym w dążeniu do celu.
I o tym jeszcze, że nawet to, co wydaje się niemożliwe, może okazać się możliwe – jeśli tylko się nie poddamy.
I o tym, jak to się czasem dziwnie dzieje, że to, co złe sprawia, że życie daje możliwości, jakich w zwykłych warunkach nigdy by nie dało.
I o tym, jak dwie całkowicie odmienne i nie mające ze sobą  nic wspólnego rodziny stały się sobie bliskie, dzięki otwartości i wielkim gorącym sercom ludzi, którzy  nie mieli obiektywnych powodów, żeby te serca otworzyć.

To także pochwała dzisiejszych możliwości jakie daje Internet w ogóle i o tym, że ludzie wszędzie są tacy sami lub ostatecznie bardzo, bardzo podobni.

Osobie z wyobraźnią trudno się tę książkę momentami czyta, bo prawie namacalnie czuje się strach i rozpacz małego dziecka, a jeśli jeszcze na dodatek jest się rodzicem i automatycznie w miejsce bohatera wstawia się w wyobraźni swoje dziecko, to trzeba wziąć głęboki oddech lub zrobić sobie krótką przerwę.

Ta książka to także obraz świata, jakim jest. To zderzenie biedy, brudu, głodu, ciasnoty, hałasu z czystością, dobrobytem, jasnymi, pustymi przestrzeniami i ciszą.
Zderzenie świata, w którym nie można nic ze względu na status ze światem, w którym można wszystko bez względu na wszystko.
I wszystko kończy się happy endem, choć wydawało się, że świat się kończy.
Przeczytajcie.
To historia spisana przez bohatera, który nie jest pisarzem, więc może jej styl nie jest porywający, bo Saroo Brierley wyraźnie nie o wszystkim chce mówić z jednej strony, a z drugiej z kolei zanudza nas szczegółami, ale i tak czyta się ją  jednym tchem.
Ja polecam. Zobaczcie, jakie macie szczęście i że zawsze możecie coś zrobić, żeby inni też byli szczęśliwi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *