Inni, tacy sami
foto: FirmBee
Dzisiaj będzie małe porównanie, właściwie taka refleksja nad tym, co było i nad tym, co jest.
Skłoniła mnie do tego rozmowa zasłyszana dzisiaj w radio.
Pani redaktor rozmawiała z panem psychologiem czy socjologiem lub kimś o podobnej specjalizacji na temat jakości intensywności kontaktów międzyludzkich w dzisiejszym świecie.
O tym, jak bardzo i jak wielki wpływ na nie ma Internet, media społecznościowe i w ogóle dzisiejsza technika i nawał informacji, jakie docierają do naszych umysłów każdego dnia.
Nie chodziło o udowadnianie, że dawniej było lepiej lub odwrotnie.
Chodziło raczej o to, żeby skłonić nas, słuchaczy do refleksji, do zastanowienia i być może do zmiany nawyków.
To co usłyszałam, nasunęło mi obrazy z przeszłości, z mojej młodości, nie takie znów odległe, jak by się mogło wydawać. Ja już kilkakrotnie pisałam na ten temat, lub cytowałam innych. Z tym tematem na pewno też zetknęliście się już nie jeden raz gdzie indziej, przy innej okazji.
W moich wspomnieniach nie ma komputerów, komórek, tabletów, smartwatchy. Bo nie może ich być.
Jak już może wiecie, kiedy się urodziłam, w Polsce panował komunizm.
Ja w czasach liceum obowiązkowo należałam do Towarzystwa Przyjaźni Polsko – Radzieckiej.
Komputer zobaczyłam po raz pierwszy w wieku 20 lat, a wyglądał jak na dzisiejsze standardy co najmniej dziwacznie i był całkowicie nieprzyjazny dla użytkownika.
Kiedy miałam 23 lata wciąż nie mieliśmy w domu zainstalowanego telefonu. Podanie był złożone w odpowiednim urzędzie od dawien dawna.
Brzmi dziwnie? Na pewno nie dla wszystkich:-)
Jak myśmy się umawiali z przyjaciółmi? Jak spędzaliśmy czas? Co oglądaliśmy, skoro w telewizji były 3, w porywach do 4 kanałów?
I co tu dużo mówić niewiele było tam do oglądania. Chociaż w sumie to i dziś, szczerze mówiąc, niewiele można zobaczyć.
Co robiliśmy w wolnych chwilach, skoro nie mogliśmy sobie poklikać w Internecie, albo pograć w gierki na telefonie czy tablecie i nie wiedzieliśmy, co właśnie w tym momencie porabiają nasi koledzy?
Czy to nie było trudne? Nie wiedzieć tego?
Odpowiadam.
Żeby spotkać się z kimś, trzeba było najpierw umówić się osobiście na konkretny termin i konkretną godzinę.
Nie wolno się było spóźnić. No, bo jak zawiadomić kogoś, kto już na Ciebie czeka, skoro nie masz komórki?
Wstyd się przyznać, mnie zdarzało się spóźnić. Na szczęście zawsze miałam bardzo wyrozumiałych przyjaciół.
Kiedy się spotykaliśmy, gadaliśmy, jeździliśmy rowerami, oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy razem muzyki, chodziło się czasem tańczyć.
Ja z przyjaciółmi robiliśmy przedstawienia teatralne. Nic też się czasami robiło. Po prostu jadło się czekoladę, piło herbatkę i przeżywało się szkolne niepowodzenia, względnie, choć rzadko, powodzenia.
Brzmi znajomo? Trochę myślę, że tak.
Przecież oprócz tego, że staliśmy się bardziej wygodni i używamy więcej gadżetów, nie zmieniliśmy się aż tak bardzo.
Łatwiej się dzisiaj umówić, nawet z większą grupą, bo jest Internet, a w nim Facebook i inne platformy społecznościowe, komórki.
Wciąż jednak przecież chcemy się spotykać. Wciąż potrzebujemy mimo wszystko interakcji, akceptacji na żywo.
Wciąż musimy patrzeć sobie w oczy, poczuć ciepło.
Wciąż chcemy coś tworzyć, robić to, co nas pasjonuje.
Funkcjonujemy trochę w dwóch światach i cała sztuka, jak myślę, polega teraz na tym, żeby te światy zrównoważyć.
Nie możemy i zresztą wcale nie musimy się pozbywać tego, co już mamy. Internet to wspaniały wynalazek.
Potrzebujesz informacji? Kilka minut i masz, czego szukałeś, idziesz dalej.
Kiedyś musiałbyś wyjść do biblioteki, wypożyczyć książkę i mozolnie szukać informacji.
Niejednokrotnie wypożyczenie książki nie było możliwe i trzeba było siadać w czytelni i zdążyć przed zamknięciem z odnalezieniem tego na czym ci zależało.
Miało to swój urok, ja bardzo lubiłam ten rytuał, zapach biblioteki, ciszę.
Kto jednak dzisiaj bawiłby się w coś takiego, skoro można zrobić klik i już, wszystko wiadomo.
Super. Świetna sprawa. Sama korzystam.
Świetnie jest mieć komórkę, Facebooka i być w stałym kontakcie z najbliższymi, dziećmi, przyjaciółmi.
Co innego jednak być w kontakcie, a co innego śledzić innych.
Uzewnętrzniać swoje intymne sprawy, domagać się tego samego od innych uzależniając od tego przyjaźń.
Przecież w gruncie rzeczy, w ten sposób stajemy się niewolnikami.
Niczego nie będziemy w stanie zrobić bez liczenia na polubienie. A gdzie indywidualizm, własne zdanie? Wolność?
Te wszystkie gadżety mają być tylko narzędziami, naszymi pomocnikami, ale nie mogą żyć za nas, nie mogą nas zastąpić, nie mogą nam zastąpić życia.
Nie potrzebujemy znać wszystkich newsów.
Co z tego, że wiem , że do Ziemi zbliża się asteroida i że w ostatniej chwili ma ją ominąć o ileś tam kilometrów? Ta wiadomość wywołuje tylko mój strach, a przecież nie o to w życiu chodzi, żeby się bać.
Co z tego, że rano słyszę o F16, które mają zostać wysłane do Syrii, a wieczorem już informacja się nie potwierdza? To ważna informacja, ale jaki ma wpływ na mnie?
Może więc trochę odpuścić i nie słuchać wszystkiego? Albo tylko to, co nas interesuje, czego chcemy się dowiedzieć.
A zamiast z prędkością światła wypisywać sms-y i jednocześnie komentować posty po prostu się spotkajmy.
Nie wyciągajmy sprzętu, niech sobie leży i pachnie i czeka na lepsze czasy, a my po prostu pogadajmy. Wymieńmy się poglądami, popolemizujmy, nie zgódźmy się, albo się zgódźmy ze sobą. Uśmiechnijmy się i słuchajmy się.
Nie śpieszmy się. Pobądźmy ze sobą, a nie obok siebie.
My sprzed lat i my dzisiejsi jesteśmy trochę inni, bo w innym świecie przychodzi nam żyć, ale w gruncie rzeczy wciąż tacy sami, bo jesteśmy ludźmi.
Wystarczy tylko, żebyśmy byli mądrzy i żebyśmy wykorzystali dla siebie zdobycze wszelakie, ale nie na odwrót.
To wielkie zadanie dla rodziców dzieci, które urodziły się z gadżetami w dłoniach.
Nauczyć patrzeć na świat własnymi oczami, a nie przez monitor tego czy innego sprzętu.
Wielkie zadanie i wciąż mam nadzieję, że wykonalne.