
Sługi boże Adama Formana
Nie będąc miłośniczką kryminałów, w krótkim czasie przeczytałam już drugi. Zostałam do tego trochę namówiona, ale warto było, chociaż… wciąż nie jestem fanką kryminałów.
„Sługi boże” to polski autor Adam Forman.
Polskie realia, bardzo współczesne. Współczesny Wrocław, polscy bohaterowie posługujący się bardzo dosadnie językiem polskim.
Jest jeszcze niemiecka policjantka uwikłana w pewnym stopniu w wydarzenia związane z polskim kościołem.
Nie mam porównania, bo jako się rzekło nie czytam raczej takich książek. Jeśli idzie o stylistykę wolałam „Krew na śniegu” Jo Nesbø. Wydaje mi się, że było bardziej delikatnie, nie tak dosadnie, bardziej poetycko.
W „Sługach bożych” dominuje twardy język.
Dosłowne opisy nawet najbardziej obrzydliwych szczegółów, mroczny klimat, poczucie pewnego rodzaju beznadziei. I ciągłe zmęczenie.
Historia jednak wciąga i wszystko to, o czym wcześniej, schodzi trochę na drugi plan, albo raczej po prostu jest tak naturalne dla tego rodzaju historii, że przestaje się na to zwracać uwagę i jedynie śledzi się z zapartym tchem losy bohaterów.
A fabuła, która z początku wydaje się prosta, z każdą chwilą zaczyna pęcznieć od kolejnych, coraz to nowych intryg, tajemnic, najbardziej nieprawdopodobnych wątków.
Jest tu i handel kościelną ziemią i polityka i tajni agenci tajnych, socjalistycznych służb i wywiadu Niemiec i Polski, sprzedajni funkcjonariusze, gwałciciel i pedofil. Jest najnowocześniejsza technika i komisariat, jak z czasów PRL-u.
Historia plącze się i gmatwa i wciąż przybywa nowych informacji, które zamiast cokolwiek wyjaśniać zamazują obraz.
Adam Forman świetnie kreśli tę rzeczywistość, z którą zwykły człowiek nigdy nie ma do czynienia.
Świetnie kreśli rzeczywistość, którą jeszcze do niedawna, a może i dzisiaj, wielu wyśmiewa i nie przyjmuje do wiadomości.
Działania byłych agentów w służbach specjalnych, policji i polityków. Te powiązania i zależności, które determinują zachowania i sposób podejmowania decyzji.
Te zależności, które sprawiają, że są sprawy, których nie sposób rozwiązać nawet po wielu, wielu latach.
I chociaż autor nie używa wielu słów do nakreślenia swoich postaci, chociaż się nad nimi specjalnie nie rozczula, to doskonale oddaje charakter każdej z nich.
Robi to tak, że ma się wrażenie, jakby się ich wszystkich widziało tuż obok, jakby się czuło zapach przepoconych ciał czy ich zimne, zmarznięte dłonie. Myślę, że to spory talent zrobić to w taki sposób.
Akcja książki jest wartka, wciągająca i trzymająca w napięciu od początku do końca. I tylko delikatny wątek miłosny kończy się tak trochę nijak, jakby autor bardzo bał się happy endu.
Może myśli, że w takim świecie nie ma na niego miejsca, albo, że jest niemożliwy?
Może zresztą ma rację.
