
Jak to z moim blogowaniem było i jest
Jest taki cykl w aplikacji Audioblog „Jak poprawić warsztat blogerski”
Wypowiadają się na ten temat blogerzy, którzy być może są Wam znani, np. Katarzyna Romanow z bloga poraarbuza.blogspot.com, Monika Konefał czy autor MaciejWojtas.pl – genialny blog swoją drogą, polecam.
Trochę mnie zaskoczyło zaproszenie Joli do tego cyklu, bo samej na pewno nie przyszłoby mi do głowy wypowiadać się na ten temat.
Bo chociaż piszę ten blog już od jakiegoś czasu, nie uważam się za eksperta w tym temacie.
Bo to moje blogowanie jakieś takie… nieprofesjonalne?
Nie zastanawiam się na doborem słów kluczowych, czasem zapominam otagować swoje wpisy. Jest takie słowo, które teraz właśnie wypadło mi z głowy, które określa taką czynność, którą powinnam wykonać, żeby moje wpisy były na wyższych pozycjach w Google, a której nie wykonuję – chodzi o umieszczanie śródtytułów w tekście, pisanie ich odpowiednią czcionką i podobne rzeczy.
Wiem, że to powinno się robić, tak robią, a przynajmniej robili profesjonaliści, bo wiem, że następują zmiany w temacie pozycjonowania.
Jedyne, co robię, to zostawiam odstępy w tekście, bo wiem, że tak łatwiej się czyta. Mam po prostu probelm z wymyślaniem tych śródtytułów, a robienie tego na siłę jakoś mi się nie podoba.
Próbowałam na początku robić to, co radzą profesjonaliści, bo jednak, jak się pisze, to chciałoby się, żeby ktoś czytał, ale prędko dałam sobie spokój.
Za małą mam wiedzę, za mało mnie to interesowało. Ja chciałam po prostu pisać. Pewnie urodziłam się trochę za późno na takie podejście, ale cóż.
Powiem tak. Nie jestem tuzem blogowania. Nie mam tysięcy wejść w jeden dzień, ludzie nie przekazują sobie moich złotych myśli, ale parę osób tu zagląda, kilka się odzywa, kilka osób polubiło mnie na Facebooku, do którego długi czas podchodziłam, jak pies do jeża.
Czy to mi wystarcza?
Nie miałam nigdy ogromnej wiary w swoje pisarskie umiejętności. Lubiłam pisać zawsze, ale raczej dla siebie. Pisarką z takim podejściem nie miałabym szans zostać, ale dzisiaj są blogi. Blog założyć może każdy.
Kiedyś spróbowałam i spodobało mi się.
Cieszę się z każdych odwiedzin i z każdego komentarza, bo lubię z ludźmi rozmawiać.
Zdziwię Was, piszę dla siebie.
Tak, to jest pierwszy powód. Zaczęło się od tego, że miałam problem i nie znalazłam zrozumienia we własnym otoczeniu. Napisałam post. I po pierwsze pomógł mi uporządkować myśli i zobaczyć sprawę trochę z boku, po drugie ktoś się na jego temat wypowiedział. Bingo!
Piszę więc dla siebie i o sprawach, które mnie interesują. Nie uważam się za kogoś, kto może dawać innym rady lub kogokolwiek pouczać. Nie jestem ekspertem w żadnej dziedzinie, piszę więc o tym, na czym się znam i pozwalam Wam o tym czytać.
Często okazuje się, że są to sprawy, które Was interesują, Was również dotyczą. Czasem się zdarza, że ktoś coś dostrzeże, dzięki mojemu wpisowi, że ktoś ma podobny problem i można pogadać.
Czasem spodoba się moja recenzja książki, albo filmu, albo muzyki, która mnie szczególnie urzekła. Czytać i oglądać po prostu uwielbiam i lubię dzielić się tym, co mnie zachwyca.
To wszystko. Żadnych tajemnic, żadnych tricków.
Staram się Was szanować, a więc sprawdzam czy nie zrobiłam zbyt wielu błędów, używam cenzuralnych słów. Staram się publikować regularnie, bo wiem, że niektórzy zaglądają do mnie regularnie.
Wiem, że istnieje szkoła, która mówi, żeby napisać tekst, przespać się z nim, sprawdzić, dodać coś, coś zabrać, poprawić.
Ja tego nie robię. Piszę od razu, od razu poprawiam literówki. Inaczej nie potrafię, gubi mi się sens, kiedy odkładam. W końcu nie piszę powieści, w krótkim tekście muszę zawszeć myśl, w taki sposób, żeby była spójna i jasna, ha, ha.
Zdarza mi się, że nie mogę pisać. Ratuję się wtedy muzyką. Ona zawsze pomaga.
Inspiracją jest moje życie, moje dzieci, świat wokół. Każdy dzień.
Staram się widzieć pozytywy, chociaż każdego dnia właściwie płaczę, bo widzę to, co wszyscy widzimy.
Jednak wszędzie można dostrzec światełko, iskierkę, która sprawia, że wciąż chce się żyć. Nie wiem na ile mi się to udaje, ale staram się takim podejście na moim blogu dzielić. Tutaj moją największą inspiracją jest moja przyjaciółka jeszcze z czasów liceum, która mnie zawsze zaskakiwała widząc to, czego ja nie dostrzegałam. I druga, która mówiła: uśmiechnij się, a zobaczysz, że od razy wszystko będzie wyglądać inaczej.
Miała rację.
Czasem inspiracja do wpisu przychodzi wprost, jak ta od Joli 🙂
Czasem nie wiem, co napiszę następnym razem, czasem mam tyle tematów, że muszę je sobie zapisywać. Mam taki mały notesik i pieczołowicie spisuję wtedy kolejne tematy z małym opisem, bo przecież pamięć jest zawodna.
Czasem nagrywam sobie kilka zdań na dyktafonie w moim czarodziejskim telefonie/nietelefonie. Najwięcej pomysłów przychodzi mi do głowy, kiedy spaceruję z psem nad Odrą słuchając Lary Fabian 🙂
Najważniejsze w tym pisaniu, to przede wszystkim chcieć i lubić pisać. I pokonać własny lęk przed odbiorem. Bo przecież nie każdy będzie chciał czytać, to, co napiszę, ale jak to w tym „ludowym” powiedzeniu: każda potwora znajdzie swojego amatora.
Dziękuję kochani czytacze, że jesteście.
