Może by tak porozmawiać?
Jakiś czas temu opublikowałam filmik o tym, jak mogłoby wyglądać życie dwojga ludzi, gdyby nie patrzyli w telefony, a zamiast tego obserwowali świat wokół siebie. A dzisiaj na jednym z blogów natknęłam się na informację o pewnym fotografie, który na celownik wziął właśnie takich, którzy niby będąc z sobą czy obok siebie, tak naprawdę są ze swoim telefonem, smartfonem, tabletem. Na pewno to obserwujecie wokół siebie, może w tym uczestniczycie, świadomie lub nie.
Ostatnio przyglądam się rodzicom odbierającym ze szkoły dzieci.
Po przywitaniu, bardziej lub mnie czułym, częściej mniej czułym, scenariusz wygląda zawsze tak samo. Mama lub tato zasiada na ławeczce i wyciąga telefon. Dziecko krąży wokół, walczy z butami, tornistrem, próbuje zaglądać rodzicowi przez ramię, coś opowiada i w odpowiedzi słyszy yhy…yhy…ubieraj się, bo się śpieszę.
Są wyjątki, ale trudne do spotkania.
Kiedyś zdziwiła mnie taka sytuacja. Umówiłyśmy się z przyjaciółka w kawiarni i okazał się, że obok umówili się nastolatkowie. Obchodzili czyjeś urodziny chyba. Były prezenty, głośne życzenia, jeden mówił przez drugiego, głośno się śmiali.
I nagle wszystko ucichło.
Zdziwione spojrzałyśmy w tamtą stronę i zobaczyłyśmy kilkanaście osób zgromadzonych wokół stolika siedzących z pochylonymi głowami. Wszyscy wpatrywali się w telefony i tablety.
Zgroza. W ciągu godziny, którą spędziłyśmy tam z koleżanką, odezwali się do siebie może ze 3 razy.
Kiedy byłam młoda i zafascynowana Haliną Poświatowską, starałam się o niej dowiedzieć jak najwięcej, moją uwagę zwróciły spotkania młodzieży w ich prywatnych mieszkaniach. Spotykali się ze sobą młodzi ludzie po to, żeby porozmawiać, pospierać się, posłuchać o literaturze, filozofii, pisaniu, tworzeniu. Siedzieli i gadali, pili wino.
W „Grze w klasy” Julio Cortazara moją uwagę przykuły szczególnie sceny spotkań bohaterów, którzy spijali hektolitry yerba mate i dyskutowali o literaturze.
Moja mama opowiedziała mi kiedyś bardzo piękną historię dwojga jej kolegów. Oboje byli sobą zainteresowani, oboje zbyt nieśmiali, żeby do siebie podejść. Ktoś poradził, żeby rozmawiali o książkach. I umawiali się na jakiś tytuł, a potem spotykali, żeby o książce porozmawiać. Jakiś czas później zostali małżeństwem.
Kilka dni temu słyszałam w radio historię kobiety, która w Nowym Jorku, jeżdżąc metrem nawiązuje rozmowę z ludźmi, którzy czytają książki ( jeszcze tacy są, u nas też).
Pyta co czytają, a potem „samo już idzie”. Pytanie o książkę uruchamia w człowieku jakiś impuls, wzbudza zaufanie, zachęca do rozmowy.
Myślę, że to jest piękne i że to daje nadzieję. Trzeba tylko…pokazać to piękno i wartość rozmowy naszym dzieciom.
I to my musimy to zrobić. A ponieważ niektóre dzieci nie mają rodziców, którzy będą z nimi czytać i rozmawiać, to może warto wyjść z taką inicjatywą dalej?
W naszym mieście dużym powodzeniem cieszy się coroczna noc w bibliotece. Przewodnikiem jest zawsze jakiś literacki bohater. Jest czytanie książki, są gry i zabawy, oglądanie filmów i sama zresztą nie wiem do końca co, bo przez ostatnie lata moje dziewczyny zawsze były w tym czasie chore.
Pomyślałam sobie jednak, że może skorzystać z takiego pomysłu i w szkole zorganizować nie noc, ale jakiś klub dyskusyjny. Najlepiej by było, żeby to były wspólne spotkania uczniów i rodziców, wspólne czytanie i wymyślone wspólnie atrakcje i rozmowa, niekoniecznie taka wprost, bo może być nudna dla młodszych, ale jakaś wymiana poglądów, bo dzieci je mają, ale nie potrafią wyrazić.
Już to słyszę: nie mam czasu. Szkoda, ale możesz przyprowadzić dziecko. Może spodoba mu się bardziej niż wymiana durnowatych sms-ów, albo oglądanie równie durnowatych filmików na YouTube?
Można przecież spróbować.
Może dzięki temu będzie o kilkoro zombie mniej? Nie macie wrażenia, że jesteśmy jak zombie po zbyt długim przebywaniu w wirtualnym świecie?
Jakby wysysał z nas dusze:-)
7 komentarzy
Weronika Budujaca Mama
To ten znak czasu :/ rozwój tchnologii ogranicza komunikację społeczną 🙁
admin
Jasne, ale my jesteśmy od tego, żeby się im nie dać.
Zuzanna | Szpinak Robi Bleee
Eh też mam czasem wrażenie, że rozmowa to coraz bardziej zapomniana sztuka 🙁 Oglądałam ostatnio Kobietę na krańcu świata w Korei Płd. – przerażające… młodzi, okrutnie samotni ludzie zapatrzeni w telefony, tablety. Dosłownie żyjący jedynie w sieci…Warto dbać, by i nas nie spotkała taka przyszłość :/
admin
Oj tak, to robi straszne wrażenie. Kiedyś oglądałam film dokumentalny o młodych Japończykach, podobnie przygnębiające. Trzeba zrobić, co się da, żeby do tego nie dopuścić. Póki jest jeszcze czas.
W sumie tak przyszło mi teraz do głowy, że to dobrze, że jesteśmy w tyle za innymi, chociaż zwykle na to narzekamy, bo możemy się uczyć na ich błędach. Miejmy tylko nadzieję, że jesteśmy na tyle mądrzy, żeby to dostrzec.
I też jeszcze sobie pomyślałam, że rozmowy, jak wszystkiego innego można się nauczyć. To a propos tego, co piszesz o zapomnianej sztuce. Jakieś kluby dyskusyjne. Ludzie już to robią.
Marta K
Doskonale Ciebie rozumiem! Sama od jakiegoś czasu obserwuję to co się z nami, ludźmi dzieje. Do tej pory zauważaliśmy jedynie że dzieci siedzą zamiast na podwórkach to w domach z nosem przed komputerem…jednak zapomnieliśmy o tym, że skądś biorą przykład, ktoś im na to pozwala. Smutne to 🙁
admin
No właśnie, ale mam nadzieję, że to jeszcze nic do końca straconego. Jeśli jest trochę osób, które to widzą i którym to przeszkadza, to może one, w tym i my, możemy w jakiś sposób zacząć działać? Bo ja sama zauważyłam, że jak się zdecyduję do kogoś odezwać to w 90 przypadkach na 100, ta osoba się cieszy i często wywiązuje się krótka wymiana zdań. A ze znajomymi, przyjaciółmi można przecież poruszać tematy ważne, można coś budować, coś tworzyć.
Może jestem naiwna, ale marzy mi się coś takiego i sądzę, że to nie jest niemożliwe.
Pingback: