Nie? testowane na zwierzętach. Nie wierz temu na słowo
Foto: tiburi
Na pewno gdzieś obiła się Wam o uszy albo o oczy historia w ostatnich dniach bardzo głośna. Testowane na zwierzętach toksyczne substancje w laboratorium w Niemczech.
Już wszyscy na różne sposoby na ten temat pisali, mówili. Udostępniali film, który nakręciła osoba, która w tym celu w tym laboratorium się zatrudniła.
W pierwszym momencie też chciałam ten filmik udostępnić.
Wstrzymałam się jednak z tego powodu, że na mój profil na Facebooku zagląda moja córka i jej koleżanki i koledzy.
Wiem, że ich nie uchronię przed złem tego świata. Doszłam jednak do wniosku, że nie muszę im go podsuwać pod nos.
Sama go obejrzałam i jest tak straszny, że mam ciągle przed oczami te biedne, przerażone, pełne bólu oczy.
To jest coś co trudno zapomnieć. Właściwie coś czego nie można zapomnieć.
Myślałam, że kosmetyki nie są testowane na zwierzętach
Piszę o tym, bo muszę przeprosić.
Czuję się okropnie, bo nieświadomie mogłam kogoś wprowadzić w błąd.
Ktoś mi powiedział, gdzieś przeczytałam, że w Europie testowanie na zwierzętach to przeszłość.
Że tego nie ma. W Chinach tak, Chiny są be.
Uwierzyłam, jak idiotka. Uwierzyłam i napisałam.
I nieświadomie być może, wprowadziłam kogoś w błąd. Kogoś, kto, jak ja był nieświadomy tego procederu.
Bardzo mi jest przykro.
Także z tego powodu, że czuję się fatalnie ze świadomością, że kto chce, może mnie, jak chce nabić w butelkę. Bo nie jestem w stanie sprawdzić, jaka jest prawda.
Gdyby nie człowiek, który celowo, żeby pokazać światu, co dzieje się za drzwiami „nowoczesnego” laboratorium, tam się zatrudnił, nie wiedzielibyśmy, że zwierzęta cierpią w tak niewyobrażalny dla mnie sposób.
Ja nie jestem wegetarianką
Nie kupuję w sklepach eko, nie szoruję całego domu octem, moje dzieci od czasu do czasu jedzą słodycze.
Nie lubię przesady w żadną stronę. Robienia niczego na pokaz, bo taki jest trend. Doskonale jednak rozumiem, że ktoś może to wszystko robić, bo autentycznie się tym przejmuje.
Staram się oszczędzać wodę, chodzę do pracy piechotą. Na zakupy zabieram swoją torbę (jeśli nie zapomnę, ale coraz częściej pamiętam), kupiłam jakieś biodegradowalne rurki do napojów.
W myśl powiedzenia: chcesz zmienić świat, zacznij zmieniać siebie.
Nie wyrzucam jedzenia, segreguję śmieci
Używam organicznych kosmetyków, bo są dla mnie dobre. Bo uświadomiłam sobie, że chemia, którą nakładam sobie na skórę, szkodzi mi tak samo mocno, jak ta w pożywieniu. I ta w powietrzu.
Wiem, że wszystkiego, co złe, dzisiaj już nie jesteśmy w stanie wyeliminować z naszego życia. Z naszego świata, ale jednak pora się chyba zastanowić.
Mieliśmy czynić sobie ziemię poddaną. I długo to robiliśmy z rozsądkiem i w poszanowaniu darów, które otrzymywaliśmy jako ludzie, władcy.
Wiele ludów po upolowaniu zwierzęcia, które miało być pokarmem dla całej wioski niejednokrotnie, modliło się do jego ducha. Przepraszało i dziękowało.
Ludzie zjadali tylko tyle, ile potrzebowali, żeby nie czuć głodu. Zabijali tylko wtedy, kiedy musieli. Korzystali z darów natury nie niszcząc jej.
Dzisiaj zachowujemy się jak opętani. Ciągle musimy mieć więcej i więcej. 10 rodzajów szyneczki to za mało.
Czy jestem hipokrytką?
Przecież napisałam, że nie jestem wegetarianką.
Dawno temu byłam u przyjaciółki na wsi. Jej mama prowadziła gospodarstwo. Były krowy, świnki, kozy, kaczki, kury, króliki.
Przeznaczenie tych zwierząt było oczywiste, ale codziennie, miejsce, w którym żyły, było sprzątane. Krówki i kozy były wyprowadzane codziennie na pastwisko.
Zwierzęta były zadbane, ludzie przychodzili, „rozmawiali”, głaskali, karmili.
Ich przeznaczenie dopełniało się wtedy, kiedy trzeba było uzupełnić zapasy, albo znajdował się kupiec.
Niektórzy mogą się oburzyć, ale człowiek tak został stworzony i tak przez wieki funkcjonował. Niektórzy potrafią zmienić swoje preferencje. Inni nie potrzebują mięsa w swoim jadłospisie, a jeszcze inni nie są w stanie go wyeliminować.
Tak już jest. Jedni i drudzy mają prawo do swoich wyborów.
Jest jednak inny obrazek, którego nie mogę zapomnieć
Ogromne pole, na którym, jak okiem sięgnąć jedna obok drugiej stoją skrzynie. W tych skrzyniach umieszcza się cielaczki, które spędzają w nich kilka miesięcy swojego życia. Nie są z nich wypuszczane ani na chwilę podobno. Wolę się zabezpieczyć tym podobno. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy w Sieci ktoś umieści wiadomość, która ma na celu zmanipulować rzeczywistość.
A ja nie interesowałam się tym tematem aż tak mocno, więc nie sprawdzałam tej informacji.
Jeśli to jednak prawda, to komentarz jest chyba zbędny.
Po kilku miesiącach zwierzęta są uśmiercane. Prawdopodobnie w sposób, jaki widziałam w pewnym dokumencie, który wolałabym zapomnieć.
Jem mięso, ale wolałabym jeść to z gospodarstwa mojej przyjaciółki. Nie chcę, żeby zwierzęta cierpiały. Byłoby wtedy droższe.
Wiem.
Trudno.
Wtedy jedlibyśmy go mniej.
Wrócilibyśmy do korzeni.
NIE dla wszystkiego, co jest testowane na zwierzętach
Temu, co dostaliśmy w prezencie. To nie zostało nam dane wyłącznie dla zaspokajania naszych zachcianek.
Wracam do laboratorium.
Po co dręczyć te biedne beagle? Używa się ich do testów podobno właśnie dlatego, że są najmniej odporne na wszelką chemię.
Po co zamęczać te koty, małpki, szczury, skoro istnieją inne sposoby testowania kosmetyków, leków, suplementów? Te nie testowane na zwierzętach nie są gorsze.
Nie wiem czy są tańsze czy droższe i nic mnie to nie obchodzi. Utrzymanie tych zwierzaków do czasu ich śmierci też przecież kosztuje.
Nie wiem, jakie to sposoby, nie zamierzam się wymądrzać. Wiem, że nie chcę używać niczego, co w taki sposób, jaki zobaczyłam, jest testowane na bezbronnych stworzeniach.
Swoją drogą całe lata to sformułowanie funkcjonowało i zupełnie nie przemawiało do mojej wyobraźni. Nie przeszło mi przez myśl, że to się odbywa w tak okrutny, bezlitosny sposób.
Z taką pogardą dla życia.
Nie chcę więcej, nie kupię kosmetyków i leków testowanych na zwierzętach.
Co w takim razie robić?
Po ujawnieniu informacji o niemieckim laboratorium, po opublikowaniu filmu powstało wielkie oburzenie, mnóstwo dyskusji, kilka protestów z transparentami i okrzykami.
Z tego, co wiem jednak laboratorium dalej działa, jak działało.
Swoją drogą ciekawe jest to, że podobno odbyło się tam wcześniej kilka kontroli, które niczego nie zanegowały.
Czy to działalność ukryta w jakichś bunkrach czy to norma? Nie wiem.
Co mogę zrobić, poza napisaniem kilku zdań i uronieniem kilku łez? Bo na wiece, przemarsze, protesty nie chadzam.
Jedyny dobry sposób, jaki przychodzi mi do głowy, to przestać kupować to, co jest testowane na zwierzętach. I co w związku z tym napakowane jest chemią.
Ja, Ty, on, ona, wszyscy, jak najwięcej nas.
Wtedy jest szansa, że statystyki przemówią do władców świata i ekonomia zmusi ich do zmian.
Tylko, że to w naszym idiotycznym świecie jest prawie niemożliwe. Skoro producenci umieszczają informację, że nie testują i potrafią się „nieco” minąć z prawdą lub nie umieszczają żadnej informacji.
Krążą w Sieci jakieś listy firm, ale nie chcę ich rozpowszechniać, bo nie jestem w stanie ustalić ich prawdziwości.
Co do kosmetyków, sama używam marki, której ufam. Bo znam wartości, którymi kierują się jej założyciele i ci, którzy ją dzisiaj współtworzą razem z nimi.
Mają własne plantacje, na których uprawiają rośliny do produkcji kosmetyków, sami tworzą ich receptury.
Tak np. pakują swoje produkty, żeby je wysłać do klientów.
Żadnych plastików, opakowania biodegradowalne, produkowane w Polsce
Sprawdźmy aplikacje, które mogą nam pomóc
Co do leków, suplementów, nie wiem, a przecież czasem, z wiekiem pewnie częściej, trzeba czegoś użyć, zażyć, coś przyjąć.
I jak to w życiu zwykle bywa, jak człowiek czegoś potrzebuje, długo myśli itd. to mu się rozwiązanie pojawia. Ja taka „odkrywcza” jestem, bo nie mam zwyczaju śledzenia nowinek aplikacyjnych.
Może bardziej zorientowani już to znają. Jeśli jednak są wśród czytaczy tacy, jak ja, to może ten artykuł będzie pomocny. Aplikacje sprawdzające czy produkty były testowane na zwierzętach.
Nie mam pojęcia, jak to działa i czy działa.
Myślę, że wypróbuję i sprawdzę i jeśli wyciągnę jakieś wnioski, to się nimi podzielę.
Jednak znając moje techniczne zacięcie, to może to trochę potrwać. Dlatego jeśli ktoś za Was już to zna, lub w najbliższym czasie pozna i chciałby się podzielić wrażeniami, to jak najbardziej zapraszam. A nawet, będę wdzięczna 🙂
Tak na marginesie jeszcze tylko, aplikacje sprawdzające obecność szkodliwych składników w kosmetykach też już są. Jeśli macie ochotę poszukajcie i sprawdźcie.
Na pewno dacie sobie radę lepiej niż ja 🙂
Długo dzisiaj troszkę wyszło, ale temat ważny, więc sami rozumiecie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was zanadto.
Najpierw długo nie wiedziałam, jak napisać. Stąd kolejna przerwa w blogowym życiorysie.
Potem, jakoś samo poszło i nie chciało się zatrzymać.
Do następnego razu kochani i napiszcie co Wy o tym wszystkim myślicie?
Dokucza Wam taka świadomość czy tak już po prostu według Was musi być?
***************************************************
W tekście znajduje się link do firmy Organic Life, z którą współpracuję