Naturalne? Przerażające? Wspaniałe?
Usłyszałam kilka dni temu w radio takie zdanie, nie zacytuję dosłownie, bo nie pamiętam, każdy dzień życia twojego dziecka, to krok ku jego samodzielności i odejściu z domu.
Pamiętam, kiedy urodziła się nasza pierwsza córka, patrzyłam na tę maleńką kruszynkę i myślałam: cud, prawdziwy cud. Nie mogłam uwierzyć w to, że to prawda, że ona jest.
A jednocześnie wyobrażałam sobie, jak będzie szła do I Komunii, jak jej się życie ułoży, jaka będzie , jako osoba dorosła, jaka będzie, kiedy się zestarzeje, kiedy umrze.
Patrząc na moje maleństwo, myślałam o tym, że kiedyś umrze.
Pomyślicie może, że jestem wariatką, ale tak już mam.
Od początku mam jakieś takie dziwne uczucie, że moje dzieci nie są moje.
Wiem, że tak jest, każdy to wie i większość, z tego, co widzę, stara się taką myśl od siebie odsuwać.
A czy nie lepiej byłoby się z nią pogodzić, bo to, co się wydarzy jest nieuchronne?
Twoje dziecko będzie już za chwilę niezależnym człowiekiem. Będzie miało swoje zdanie na każdy temat, będzie się ubierało po swojemu, wybierało sobie samodzielnie przyjaciół i znajomych, książki do przeczytania…
A skoro tak, to może zamiast kazać mu się kurczowo trzymać swojej spódnicy (kto jeszcze w nich chodzi?), lepiej pozwolić mu na małe eksperymenty, na próby podejmowania pierwszych decyzji samodzielnie? Może lepiej pozwolić na próby decydowania o mniejszych sprawach takich jak kolor bluzki, którą chce ubrać, albo wybór prezentu urodzinowego dla koleżanki choćbyśmy myśleli, że jest całkiem do niczego i nie pasuje.
Bo lepiej przecież, żeby dziecko wyszło w świat pewne siebie i ufne we własne siły i żeby sobie później w życiu radziło.
To trzeba zacząć już teraz.
Choć smutno, że nie jest już takie malutkie i słodziutkie i nie przytula się już tak często, jak dawniej.
Choć smutno, że jeszcze trochę i będzie mojego wzrostu i urosną jej piersi, a jemu pojawi się zarost na słodkiej buźce.
Smutno, ale w tym przypadku nie my jesteśmy ważni.