Wyzwanie? W sumie można tak powiedzieć

Adwent.
Święta się zbliżają mówią w radio, w sklepie grają już kolędy i jest „świąteczna” atmosfera.
A ja bym chciała przeżyć tegoroczny Adwent spokojnie i bez pośpiech.
Nie w sklepie, ale we swoim sercu.
Bardzo trudne zadanie, biorąc pod uwagę tryb życia, jaki prowadzę ja i moja rodzina, ale spróbuję się go podjąć i spróbuję te moje wysiłki krótko udokumentować.
Zaczynam trochę spóźniona, bo wpadłam na ten pomysł, nie sama, a zainspirowana wpisem na facebookowej grupie
Jak zrobić wpis na bloga, żeby czytelnika wyrwało z butów dopiero dzisiaj, 5 grudnia.
Zatem do dzieła, sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
5 grudzień, wtorek na świecie pochmurno, pada drobny śnieg.
Młodsza Królewna znowu przeziębiona została w domu z katarem, jak stąd do Krakowa.
Znowu jestem spóźniona do pracy, więc jadę samochodem. Trąbią na mnie jakieś łajzy, kiedy chcę skręcić w lewo.
Tym razem nie wdaję się w dyskusje.
Zaraz po pracy czeka mnie gonitwa do domu, bo lekcja skrzypiec znowu przesunięta, potem Roraty, odrabianie lekcji, gotowanie obiadu, prośby o posprzątanie pokoju, odłożenie telefonu, pójście do łazienki…tym razem nie przewiduję kłótni, rozmowa, jak dobrze pójdzie, modlitwa i może się uda przeczytać stronę książki, którą czytam od dwóch tygodni.
Co to wszystko ma wspólnego z Adwentem? Postaram się w tym wszystkim zachować spokój i nie dać się wyprowadzić z równowagi. Przez nikogo. To dla mnie wielkie wyzwanie.
To jest pierwsze zadanie, na dziś. Jeśli się uda, na jutro będę miała dwa: to pierwsze i kolejne, bardzo trudne, dla mnie trudne.

