Przemyślenia

Z tymi świętami to zawsze problem

A to, bo ktoś nie lubi, a to, bo trzeba się narobić, a to, bo rodzina, bo nie lubię tego czy tamtego, a tu trzeba być miłym i się uśmiechać.
Co roku dwa razy do roku co najmniej przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą w radio, którego słucham wybucha dyskusja na temat tego, jak spędzić święta, żeby nie zwariować.
Dzwonią słuchacze i udowadniają wyższość świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy i odwrotnie.
Opowiadają, jak to ciężko spotkać się z rodziną bliską i daleką lub wręcz przeciwnie udowadniają, że takie spotkania to nieprzecenione dobro.
Jedni cenią tradycję, inni twierdzą, że czas najwyższy wyrwać się z jej okowów.
Jedni upatrują sensu czysto religijnego, inni się wstydzą, że żyją w takim zaścianku i tego, że Polska to kraj wyznaniowy. Itp, itd.

A wszystko to oczywiście z pełnym przekonaniem o swojej racji. Niby kulturalnie, a jednak trudno się tego słucha.
A ja się pytam: a po co w ogóle na ten temat dyskutować?
Lubisz święta? Twoja sprawa. Nie lubisz, zupełnie tak samo.
A obchodź je sobie, jak chcesz, dogadaj się z rodziną, albo ją olej.
Nikt Ci niczego przecież nie narzuca.
Wierzysz, że Jezus się narodził, umarł i zmartwychwstał? Cudownie. Chcesz, żeby inni w to uwierzyli? Żyj tak, jak ci nakazał i nic więcej, nie udowadniaj niczego na siłę.
Nie wierzysz w te „brednie”? Też dobrze, wolno Ci, ale nie udowadniaj z kolei, że ten, który wierzy to imbecyl i półgłówek.

I w ogóle spędzaj sobie święta jak chcesz i pozwól innym robić to samo.

Mam czasami wrażenie, że moi rodacy muszą bezwzględnie wypowiedzieć się na każdy możliwy temat, a robią to zawsze święcie przekonani o swojej racji.
Uważają, że ich racja to ta jedyna, do której zobowiązani są dostosować się wszyscy pozostali.
Zabawnie wypadają w tym kontekście sytuacje ze składaniem życzeń świątecznych. Jeszcze kilka lat temu można było bezkarnie powiedzieć: wesołych świąt i nikt się nie obraził, dzisiaj człowiek gryzie się w język, bo może ktoś nie obchodzi tych świąt.
Tylko, co złego jest w tym, że życzę komuś, żeby było mu wesoło? Co chwila przecież ktoś mówi mi: miłego dnia.
Czy powinnam się na niego obrazić, bo akurat jest mi smutno?
Tym bardziej, że wszyscy ci oponenci, których znam, stawiają w domu choinkę, a w Wielką Sobotę idą z koszyczkiem do kościoła…

A czym byłoby dzieciństwo bez świąt? Jakie byłyby nasze wspomnienia, gdyby nie było w nich świąt?

2 komentarze

  • Nasze Kluski

    Ja po świętach też zawsze wpadam w taki nastrój przemyśleniowy. U nas zawsze wszyscy mają jakieś zdanie na moje sposoby wychowywania: a to na temat karmienia, a to przedszkola, a to oglądania telewizji. Przy każdych świętach coś wychodzi. A ja po każdych świętach mam jakiegoś tematu szczególnie dosyć:)

    • admin

      Cóż, grunt, to nie dać się zwariować, a dobre rady filtrować, bo to przecież my znamy swoje dzieci najlepiej. Ja przy okazji takich rozmów, o jakich piszesz po prostu się uśmiecham i zmieniam temat, a kiedy chcę pomocy, to pytam i już. Wypracowałam to sobie przez 9 lat matkowania, na początku nie byłam taka mądra i przejmowałam się prawie wszystkim. Głowa do góry, do następnych świat mamy trochę czasu:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *