
Życie składa się z drobiazgów
Ho, ho, ho, odkrywca powrócił 🙂
Życie składa się z drobiazgów, które tworzą dni, tygodnie, miesiące i lata..
Każdy dzień to suma zdarzeń – tych, które sami sprowokowaliśmy i tych, które ktoś nam podarował lub narzucił.
Wypowiedziane słowa, gesty, uśmiechy lub grymasy.
Podana w geście pomocy dłoń lub odwrócony wzrok.
Krótka modlitwa za kogoś, kogo mijamy na ulicy, bo taki smutny jakiś.
Bla, bla, bla, bla… Tak sobie właśnie teraz możecie pomyśleć.
A jednak stety – niestety, bez względu na to, jak to brzmi, to wszystko prawda.
Nawet jeśli marzymy o wspaniałych wrażeniach, doznaniach, przeżyciach, dokonaniach – nasze życie, to właśnie te wszystkie drobiazgi.
Po nich, jak po kamyczkach przez strumyk, małymi kroczkami posuwamy się do przodu, albo zatrzymujemy się, lub nawet wracamy, bo woda jest zbyt zimna, lub prąd zbyt mocny.
Mocny i stabilny kamyczek, to dobry dzień, ten chwiejny to dzień zły.
Wybór kamyczków, po których przejdziemy, zależy od nas.
Wiele spraw, wiele słów i myśli, ludzie z zewnątrz mają wpływ na nasze wybory, ale nie do końca. Możemy z podpowiedzi korzystać w całości, lub tylko wziąć z nich to, co nam pasuje lub wydaje się dobre. Możemy je też zupełnie zignorować.
Ostateczny wybór zależy jednak tylko od nas.
To my mamy przejść przez strumyk i jeśli wpadniemy do wody, nie możemy mieć do nikogo pretensji. No, chyba, że celowo nas popchnie.
Tylko, że my zapominamy najczęściej, że strumyk nie jest wcale taki szeroki, jak nam się wydaje i w ogóle nie patrzymy, gdzie stajemy.
A potem jest płacz i zgrzytanie zębów, bo zabawa tak szybko się skończyła, nogi pokaleczone, a miało być przecież fajnie.
I w ogóle, kiedy ta nasza przeprawa się skończyła i że w ogóle za szybko.
A zatrzymaj się na chwilę, popatrz, jakie piękne te kamienie, jakie kształtne, jakie kolorowe. Ile tu żyłek nie wiadomo skąd ( i ile pijawek pod spodem, brrr…)
Jak słońce cudnie prześwieca przez liście, jak woda się skrzy, aż trudno patrzeć.
Poodychaj, podaj rękę temu, który idzie obok.
Nie goń tak.
Patrz i słuchaj.
Grafomańsko tak dzisiaj wyszło 🙂 ale tak mi się jakoś skojarzyło. To chyba jeszcze pozostałości po wakacjach. Bo kiedy zamknę oczy, to widzę i słyszę ten strumyk, o którym pisałam ostatnio.
Wybaczcie.
A wiecie dlaczego w ogóle to mi się nasunęło i czemu o tym piszę ?
Zabijacie czasem czas, kiedy się wam coś dłuży?
Odkładacie coś, co chcecie zrobić, na później? Bo wam się nie chce, bo nie wiecie jak, bo się boicie?
Odkładacie marzenia na lepsze czasy?
Zdarza się wam myśleć na koniec dnia: to był kolejny dzień mojego życia. Jedyny, niepowtarzalny, skończył się bezpowrotnie, a ja nie wiem, jaki był?
A ja nie miałam/miałem chwili, żeby go poczuć.
Przegapiłam/ przegapiłem kolejny dzień swojego życia.
Wciąż żyjemy tak, jakbyśmy nigdy nie mieli umrzeć.
A tymczasem przecież wbrew pozorom tak niewiele trzeba, żeby poczuć, że żyjemy.
Znacie to uczucie na pewno, kiedy zrobicie coś, czego się baliście, odkładaliście, bo zawsze znalazła się jakaś wymówka? Aż pewnego dnia mówicie: dość, dzisiaj to zrobię.
I po prostu robicie.
I po pierwsze okazuje się najczęściej, że to wcale nie było takie trudne.
A po drugie ta satysfakcja, radość, duma.
I kiedy macie to uczucie, że daliście radę, wydaje się, że już teraz można zrobić prawie wszystko.
Czemu o tym tak szybko zapominamy?
Nie, żebym chciała tu teraz coś komuś radzić, bo to, o czym piszę odnosi się w głównej mierze do mnie samej, ale może najprostszym sposobem na nie zmarnowanie sobie życia jest żyć?
Głupie?
No, ale można żyć i można ŻYĆ.
Można przepuszczać czas przez palce i można się starać ten czas wykorzystać, jak najlepiej ( bo idealnie nigdy się nie udaje 🙂
Jak to jest najlepiej? Dla każdego inaczej.
Myślę, że najważniejsza jest uważność.
Dlatego pierwsze, co staram się zrobić, to ograniczyć pośpiech i skupiać się na jednej sprawie.
Ciężko jest, bo od nie wiem już kiedy, robię po trzy – cztery rzeczy naraz.
Bo od nie wiem już kiedy, mam myśli wciąż zajęte rozwiązywaniem problemów, planowaniem, ustalaniem…
Bo od nie wiem już kiedy, nie widzę pór roku za oknem, tzn. odczuwam upały 🙂 ale nie widzę klonów jesienią. A one przecież są takie piękne.
Ciężko jest, ale bez uważności niczego nie zdziałam.
Chcę widzieć, chcę słyszeć, chcę czuć.
I nie myślę o żadnych przeżyciach ekstremalnych, niezwykłych doznaniach, podróżach, spotkaniach.
Jeśli się zdarzą, to fajnie, ale dla mnie największą radością jest wewnętrzny spokój i poczucie, że jestem właśnie tu, gdzie powinnam być.
Wyobrażam sobie, że ze spokoju wewnątrz dopiero może powstać coś naprawdę dobrego.
Dla mnie i dla innych.
Na razie, to prześciganie się w tym kto dalej, kto wyżej, kto więcej i piękniej, które obserwuję, po prostu mnie męczy.
Muszę po swojemu przejść po tych kamyczkach.
A Wy, moi czytacze, jak to robicie? Jak po tych kamieniach chodzicie?

