Przemyślenia

Dzieci nie lubią, kiedy się o nich opowiada

Zabawne dialogi z dziećmi, prześmieszne anegdotki, jakieś drobne przejęzyczenia, potknięcia, nieporozumienia z mężem.
To wszystko, kiedy się czyta u kogoś wydaje się takie zabawne.

Czasami zaglądam na różne blogi pisane przez mamy, albo przez tatusiów, albo przez oboje rodziców i rzeczywiście uśmiecham się.
Widzę dziesiątki komentarzy pod wpisami i myślę sobie „ale mają fajnie, też bym tak chciała”, no bo przecież, jak ktoś komentuje, znaczy, że mu się podobało.
Zaraz jednak przychodzi refleksja, że przecież ja tego nie zrobię, nie opiszę tego, co dzieje się w moim domu.

Odrobinę tak, czasem wspominam, jak choćby w ostatnim wpisie, ale staram się to robić tak, żeby nie wplątywać w to moich dziewczyn tak bezpośrednio.
Już kiedyś pisałam o tym, a propos umieszczania zdjęć dzieci na blogu, ale tak naprawdę ta zasada dotyczy wszystkiego, co tutaj robię.

Wiele razy już miałam ochotę napisać o czymś zabawnym, o czymś, co mnie wzruszyło czy rozczuliło, wiele razy miałam ochotę się pochwalić, ale jakoś mi niezręcznie. Gdybym to zrobiła, czułabym się, jak zdrajca.
Nie neguję tego, co robią inni, każdy ma prawo do swoich decyzji i za nie odpowiada
. To tylko moje własne odczucia i przemyślenia.

Kilka razy zdarzyło mi się już zatrzymać wpół słowa, kiedy rozmawiałam na przykład z koleżanką w obecności jednej czy drugiej córki i opowiadałam o jakiejś zabawnej sytuacji, która nam, lub jej się przydarzyła, bo napotykałam błagalne, albo karcące spojrzenie mojego dziecka.
Skoro więc moje dziecko nie chce, żebym opowiadała o nim komukolwiek w świecie realnym, to myślę, że rozgłaszania jego tajemnic w Internecie też by nie pochwaliło i nie byłoby szczęśliwe, gdyby na przykład dowiedziało się od koleżanki, że mamusia opisuje takie zabawne zdarzenia, ha, ha.

Pamiętam, że kiedy moim rodzicom zdarzyło się czasami pokłócić, a właśnie mieliśmy wyjść z wizytą, to podczas wizyty zachowywali się, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Kiedy byłam już na tyle duża, że pewne rzeczy rozumiałam, bardzo mnie to dziwiło i zarazem drażniło i koniecznie chciałam się dowiedzieć, dlaczego tak się zachowują.
Powiedzieli mi , że sprawy rodzinne, domowe, załatwia się w domu. Innym nic do tego, a także nie ma potrzeby obarczania ich sprawami, które ich w żaden sposób nie dotyczą.

Myślę, że to jest bardzo mądra postawa do zastosowania na co dzień i warta rozważenia w kontekście naszych dzieci. One nie żyją na bezludnej wyspie.
Nawet jeśli ich koleżanki nie czytają mojego bloga, mogą czytać go ich rodzice. A dzisiejsi rodzice, jak wiadomo w większości niczego nie zostawiają dla siebie.

A naprawdę niewiele trzeba, żeby stać się klasowym pośmiewiskiem, bo mamusia napisała, że Michałek tak śmiesznie zdejmuje majtki razem ze spodniami, a Weronika ciągle jeszcze nie potrafi powiedzieć kołdra, chociaż ma 9 lat, tylko ciągle mówi kordła…

Jest takie powiedzenie: mój dom, moja twierdza czy jakoś tak. 
Mnie ono bardzo pasuje i ja się pod nim podpisuję.
Myślę, że o macierzyństwie i relacjach rodzinnych można pisać bez zdradzania intymnych, bądź co bądź, szczegółów.
A jeśli komuś odpowiada mój punkt widzenia, to zawsze serdecznie zapraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *