List do Mikołaja
Kolejny 6 grudnia przed nami.
Listy już napisane. Co w nich jest? Zabawki z reklam i piesek. Żywy piesek oczywiście.
O piesku napiszę innym razem, bo to osobny i obszerny temat.
Dzisiaj będzie odrobinę o czym innym.
Co zrobić, kiedy w liście do Mikołaja znajdziesz coś, co jest po pierwsze niewyobrażalnie drogie i po drugie twoim zdaniem, delikatnie mówiąc, niewiele warte?
Co zrobić, żeby spełnić marzenie dziecka, nie zawieść jego wiary, ale nie dać się chwytom marketingowym serwowanym przez producentów i sprzedawców?
Każdy rodzic chciałby dać swojemu dziecku to, czego potrzebuje, to czego chce i to co najlepsze.
Każdy chciałby spełnić jego marzenia.
Dlatego wielu rodziców, jeśli może kupuje te dziwaczne, horrendalnie drogie lalki, gadające stworki, strzelające figurki, później smartfony, tablety itp.gadżety.
Pomijając już cenę, która jest dla większości zwyczajnie zaporowa czy to całe badziewie jest naszym dzieciom naprawdę potrzebne?
Czy warto je przyzwyczajać do tego, że spełniana jest każda ich zachcianka?
Czy powinny nauczyć się tego, że muszą mieć wszystko, co zobaczą, albo wszystko to, co ma koleżanka czy kolega?
Trudno uniknąć reklam, trudno przejść z dzieckiem przez jakikolwiek sklep, bo z każdej strony jest kuszone. Nic dziwnego zatem, że wydaje mu się, że to wszystko jest niezwykłe i bardzo mu potrzebne.
W efekcie jednak każda nowa, tak bardzo wymarzona zabawka po dwóch, trzech dniach kończy tak samo, rzucona w kąt i zapomniana.
Co w takim razie zrobić z listem do Mikołaja, w którym znalazł się Furbie, fruwająca wróżka, tablet dla dzieci i telefon?
No cóż, jak zwykle pozostaje rozmowa.
Co zrobisz z fruwającą wróżką, kiedy zepsuje się mechanizm, a zepsuje się, jak w tej czy innej zabawce
? Nie przytulisz jej, bo nie ma takiej możliwości, tej lalki się przytula. Nie zabierzesz jej do łóżeczka, bo połamiesz skrzydełka, nie włożysz do wózka, żeby pobawić się w mamę.
Po takich i podobnych argumentach zwykle następuje lekka konsternacja i moje dzieci wycofują się z pierwszych pomysłów i piszą drugi list do Mikołaja. A Mikołaj zawsze go zabiera i zawsze czyta.
W drugim liście są bardziej przemyślane i powiedziałabym bardziej życiowe pomysły, co nie znaczy, że mniej upragnione. Bo okazuje się, że przecież ja bardzo chciałam taką śliczną torebkę, którą kiedyś widziałam, ale o niej zapomniałam, bo reklama z wróżką pojawia się po każdej bajce, którą oglądam.
Albo marzyłam o sukience z Hello Kitty, albo chciałam grę planszową, albo zestaw do robienia biżuterii, albo klocki, rolki, kask na rower…
Mam nadzieję, że nie jestem wyrodną matką. Chcę sprawiać radość moim dzieciom, staram się nie skąpić pieniędzy, choć nie na wszystko mnie stać, ale denerwuje mnie to robienie im wody z mózgu i wmawianie potrzeb, których nie mają. Wkurza mnie to, że ktoś z zewnątrz chce nimi manipulować.
Próbuję pokazać im również w ten sposób, że można myśleć samodzielnie, że warto wybierać po swojemu, a niekoniecznie dopasowywać się do ogólnie obowiązujących trendów, że ich własne pomysły mogą być równie ciekawe, a czasem ciekawsze.