Nauka czytania
Moje dzieci są niezwykłe. Dla mnie, dla taty, dla babci i dziadka.
Normalka.
Czy są niezwykłe tak obiektywnie, na tle innych dzieci, w szkole, w przedszkolu?
Może tak, może nie.
A czy muszą być? Czy powinny?
Nie muszą. Cieszę się, kiedy są lubiane, mają kolegów i koleżanki, w przyszłości, mam nadzieję, znajdą dobrych przyjaciół.
Cieszę się, kiedy odnoszą swoje małe sukcesy, kiedy są chwalone przez wychowawców.
Cieszę się też, kiedy mają swoje własne pomysły i czasem robią nie to, co powinny, kiedy myślą po swojemu i wyciągają swoje własne wnioski.
Skąd ta moja dzisiejsza refleksja?
Trafiłam w Internecie na coś takiego, co nazywa się metodą globalnej nauki czytania dla dzieci.
Nie wiedziałam, że coś takiego istnieje.
W skrócie, bo szczerze mówiąc nie zagłębiałam się w temat, polega to na tym, że już nawet wkrótce po urodzeniu prezentuje się dziecku tabliczki, na których wypisane są słowa. W krótkim czasie dziecko uczy się rozpoznawania słów i potrafi „odczytać” pokazane słowo. Podobno w ciągu dwóch tygodni kilkumiesięczne dziecko potrafi przeczytać krótki tekst.
Nie wiem tylko za bardzo w jaki sposób można to sprawdzić, jeśli maluch jeszcze nie mówi. Podobno metoda jest skuteczna. Odbywają się nawet specjalne kursy dla rodziców, dzięki którym nie popełniają oni błędów w nauce swoich dzieci(?)
Jak to w Internecie zaraz znalazłam miejsce, w którym na metodzie, w bardzo kulturalny sposób, nie pozostawiono suchej nitki.
Tym razem zacytuję jedną z krytycznych ocen
Czytanie to czynność językowa, wzrokowa, słuchowa i poznawcza, do prawdziwego „czytania“ jest nam więc potrzebna aktywność różnych obszarów mózgu. Gotowość tych rejonów do działania różni się u poszczególnych dzieci, ale większość naukowców sytuuje jej osiągnięcie na okres pomiędzy 5 a 7 rokiem życia.
Metoda globalna osobiście wzbudziła we mnie mieszane uczucia
A argument o przygotowywaniu półkul mózgowych dziecka do prawidłowego funkcjonowania w przyszłości tylko mnie zniechęcił.
Bo jakoś tak mam, że uważam, że wszystko jest tak sprytnie stworzone i ułożone, że odbywa się w swoim czasie.
A u każdego ten czas jest trochę inny.
Na siłę niczego się nie osiągnie, niczego się nie przyspieszy.
Obserwując moje dzieci widzę, że tak naprawdę do nauki czytania potrzeba jedynie zainteresowania ze strony rodziców, zachęty, pomocy.
Starsza córka nauczyła się czytać i pisać jeszcze w przedszkolu. Przyszedł moment, kiedy pomyśleliśmy, że może już czas, żeby spróbować pokazać jej literki. Bardzo jej się to spodobało. I przez chwilę właściwie nic nie robiła, tylko pytała: mamo, a jak się pisze R, a jak się pisze L.
I nagle się skończyło.
Próbowaliśmy zachęcać, kupowaliśmy książeczki do kaligrafii, ładne ołówki, zeszyty. Nie chciała i już.
Daliśmy spokój, bo doszliśmy do wniosku, że nasz upór może tylko wywołać u niej zniechęcenie.
I nagle zaprzyjaźniła się z dziewczynką z sąsiedztwa, która chodziła już do szkoły. Tamta tak jej zaimponowała, że córcia nie robiła nic innego, tylko pisała i składała literki.
I do szkoły poszła już pisząc i czytając.
Druga nasza, młodsza córcia jest inna. We wrześniu pójdzie do pierwszej klasy, ale na razie potrafi jedynie wymienić wszystkie litery alfabetu i w żaden sposób nie można jej namówić do tego, żeby usiadła i troszkę poćwiczyła pisanie. Nie chce, woli na przykład układać puzzle i to jej idzie świetnie.
Pisaliśmy jej, czytaliśmy, pokazywaliśmy literki w książeczkach. Zachęcaliśmy ją w podobny sposób, jak siostrę.
Zaledwie kilka razy udało się nam ją namówić do wspólnego pisania, ale…
Ostatnio, kiedy robiła laurkę dla babci z okazji jej święta, sama napisała wierszyk.
A kiedy czytałam książkę, wzięła swoją, usiadła w fotelu obok i powiedziała, że ona też będzie czytać.
Dlatego myślę, że nic na siłę
Jeśli dziecko rozwija się prawidłowo, trzeba mu po prostu dać czas.
I czytać.
Bo czytanie dzieciom i fakt, że dzieci nas samych widzą z książką, sprawiają, że książka staje się dla nich czymś interesującym. Czymś, co same będą chciały poznać.
A przy tym warto też wspomnieć o przedszkolu. Tym zwykłym, często krytykowanym przedszkolu.
Ja widzę ogromny postęp zarówno u starszej córki wcześniej, jak i teraz u młodszej.
To pewnie kwestia tego, że w grupie trzeba się trochę wykazać, bo głupio odstawać od innych, bo lubi się jedną czy druga panią.
Czy specjalna metoda nauki czytania jest więc do czegokolwiek dzieciom potrzebna?
Moim skromnym zdaniem wystarczy pokazać dzieciom czym jest czytanie, zachęcać do nauki, nie naciskać, żeby nie zniechęcić.
To jednak tylko moje zdanie, więc oczywiście mogę się mylić.
Zobaczymy czy globalna metoda nauki czytania się upowszechni.