Pies to był dobry pomysł
No to jest, śliczny brzydal, kundel pierwsza klasa. Nowy domownik.
Chodzi po domu, jakby się bał własnego cienia.
Na spacerach trzeba uważać na wszystko i trzymać się z dala od ulicznego hałasu.
Strasznie jest spanikowany.
I niesamowicie łagodny.
To aż nieprawdopodobne. Pierwszego dnia, kiedy zabraliśmy go ze schroniska, postanowiłam go wykąpać. Bo śmierdział okropnie, a tu małe mieszkanie, no i dzieci.
Uff, walka była…myślałam, że nie dam rady, na szczęście Największy Przeciwnik psa w domu pomógł.
Po kąpieli było suszenie, bo przecież nie można wyjść z mokrym psem na spacer, kiedy za oknem ledwie 0 º.
Przez cały czas bał się, walczył, jak lew, ale nawet nie spróbował mnie ugryźć i w żaden sposób nie był wobec mnie agresywny. W stosunku do dzieci jest bardzo łagodny.
Chyba mamy szczęście. Moja intuicja w tym przypadku zadziałała.
Dzieci zakochały się w nim od pierwszego wejrzenia, ale co innego miłość, a co innego konieczność przebywania z psem pod jednym dachem.
Początkowo mieliśmy dylemat, bo młodsza księżniczka bała się pieska. Chodziła wręcz po ścianach. Zastanawiałam się nawet nad odprowadzeniem go z powrotem do schroniska, na szczęście już kolejnego dnia było lepiej, a jeszcze następnego zostali chyba najlepszymi kumplami.
Dzieci są niesamowite. Tak bardzo i tak szczerze wszystko przeżywają.
Starsza córka przyszła w pewnym momencie spłakana, aż się przestraszyłam, bo pomyślałam, że coś się stało, a ona po prostu płakała z żalu, bo pies jest taki smutny i ma takie smutne życie.
Wszystko się zmieniło. Dużo chodzimy przede wszystkim, ustały kłótnie, bo trzeba się spokojnie zachowywać, żeby nie przestraszyć psa.
Jest jakoś spokojniej z jednej strony i bardziej pracowicie z drugiej, ale generalnie jest bardzo dobrze.
Prawdziwy chrzest będzie od poniedziałku, kiedy trzeba będzie wejść w tryby codzienności, bo na razie to mamy przecież luz blues czyli ferie.
