Nie śpiewasz? Niemożliwe, każdy może śpiewać
Dlaczego się śpiewa? Bo śpiew to radość, emocje, modlitwa. Bo śpiew to wolność.
Bo to możliwość pobycia przez chwilę w innym świecie, oderwania się od rzeczywistości, czasami także możliwość przekraczania własnych, wewnętrznych granic. A jeśli jest jeszcze do tego możliwość spotkania się ze wspaniałymi ludźmi, to czego chcieć więcej?
W jeden z październikowych weekendów wszystko to mi się przydarzyło. Było spotkanie z pięknymi, wyjątkowymi ludźmi.
Było wspólne śpiewanie, emocje, niesamowita radość. Była modlitwa.
I był mały sukces, mój własny, bo po raz pierwszy od kiedy próbuję śpiewać, udało mi się przez cały czas pamiętać o wskazówkach Anny Marii i po dwóch dniach intensywnego treningu i śpiewania pełnym głosem, nie mam chrypki. Ani śladu.
I był nasz wspólny większy sukces, bo stworzyliśmy chór i towarzysząc Annie Marii po dwóch zaledwie dniach warsztatów, daliśmy koncert na 11 utworów, które większość z nas, jak sądzę, zobaczyła i zaśpiewała w sobotę po raz pierwszy. I były bisy.
A tak to wszystko wyglądało w szczegółach
W sobotę o godzinie 8 zameldowaliśmy się w siedzibie Impartu. Po dokonaniu formalności, rejestracji, zamówieniu obiadu, bo organizatorzy pomyśleli o wszystkim, zaczęło się.
Nigdy wcześniej nie byłam na podobnych warsztatach, więc nie wiem czy to norma, ale pierwszym zaskoczeniem była dla mnie obecność na scenie profesjonalnego zespołu muzyków. Panowie byli z nami przez całe dwa dni i nie obijali się.
Podziwiam, bo to chyba trudne być w gotowości i w formie przez tak długi czas.
Podzieliliśmy się na głosy i powoli zaczęliśmy poznawać kolejne utwory.
Raz było lepiej, raz gorzej. Cały dzień śpiewania to jednak nie taka całkiem prosta sprawa.
Koniec końców daliśmy radę, bo w takiej grupie śpiewanie polega również na słuchaniu tego, kto jest z jednej lub drugiej strony, w zależności, kto lepiej zna wspólną partię.
Niektórzy naprawdę mają niesamowitą pamięć. Ja do nich niestety nie należę, ale łatwo sobie przypominam 🙂
Potem powrót do domu.
W przyszłym roku poszukam sobie jakiegoś lokum, bo to trochę męczące jeździć tam i z powrotem, choć niedaleko od Opola. Tym bardziej, że niedziela we Wrocławiu powitała nas prawdziwą ulewą, co nie było miłe. Najgorsza była pobudka o 4 rano, żeby jeszcze zdążyć na mszę do Dominikanów.
Tak na marginesie, kościół Dominikanów we Wrocławiu jest niesamowity. Piękny i z zewnątrz i wewnątrz, ale co ciekawe z zewnątrz nie widać tego jaki jest naprawdę ogromny. Aż nas zatkało, dosłownie, kiedy weszłyśmy do środka.
Drugi dzień warsztatów
Był już trochę inny. Nadal intensywnie ćwiczyliśmy, ale trzeba było jeszcze przygotować się do występu na scenie. Muzycy z technikami mieli sporo roboty, bo żeby poustawiać dźwięk, żeby wszystko i wszyscy byli dobrze słyszalni, żeby wszystko było oświetlona tak, jak sobie artyści wymarzyli, trzeba się naprawdę napracować. Nigdy tego z bliska nie widziałam.
My musieliśmy się poustawiać i przećwiczyć wejście i zejście ze sceny. Nasi soliści ćwiczyli swoje partie. Dzień wcześniej, kto czuł się na siłach, mógł się zgłosić na przesłuchanie. Dzielni ludzie. I zdolni.
Potem wszyscy przebraliśmy się na biało, część dziewczyn narzekała, że nie lubi białego i grubo wygląda.
Ja tam się nie odzywałam, bo trochę schudłam, to mi się teraz wydaje, że i w białym ładnie wyglądam, co weryfikują zdjęcia, ale co tam 🙂
Koncert
Sala koncertowa była pełna. Nawet na balkonie znalazło się trochę ludzi.
Muszę przyznać, że z towarzyszeniem zespołu i nagłośnieniem śpiewa się zupełnie inaczej niż w tradycyjnym chórze 🙂 bo człowiek nie słyszy nawet siebie samego. I tu się przydaje dobra pamięć, bo sąsiadów też nie słychać. Na szczęście po dwóch dniach intensywnego treningu dużo zostaje w głowie i w uszach.
Gospel to śpiewanie dla Boga, modlitwa. Żeby wszyscy mogli w niej uczestniczyć, Anna Maria opowiadała w skrócie o czym są utwory, bo większość była po angielsku, a nawet w języku zulu i sotho.
I wiecie, co? Było cudownie. Nie wierzyłam, że jej się to uda, ale Anna Maria podniosła publiczność z foteli i ludzie śpiewali, tańczyli, skakali razem z nami, dzieciaki śmiały się w głos.
Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że będę potrafiła tańczyć i śpiewać jednocześnie, nigdy mi się to nie udawało, bo zawsze miałam kłopot z oddechem. A tu? Bez problemu, po prostu śpiewałam. Cuda się działy 🙂
Ciężko potem wrócić do rzeczywistości. Ale wiecie co? Od kilku dni rano budzę się z którąś z piosenek w uszach i dzień dobrze mi się zaczyna ( do pierwszego marudzenia którejś Królewny, ale jak zaczynam śpiewać Ahuna ya tswanang le Jesus… czyli NIe mam takiego, jak Jezus, to im przechodzi).
Anna Maria Mbayo
Tak się nazywa ta niezwykła osoba, która jest sprawczynią tego wszystkiego.
Pochodzi z Opola. Chodziłyśmy jakiś czas temu do tego samego kościoła. Ona śpiewała, a ja podziwiałam jej głos. Nie tylko ja zresztą.
Do dzisiaj tam śpiewa, kiedy wraca do domu. Nigdy nie odmawia. Chyba nie traktuje swojego talentu jako czegoś nadzwyczajnego, a raczej jako narzędzie, dzięki któremu może komuś pomóc trafić do Boga. I sprawia jej to autentyczną radość.
Nigdy też nie odmawia, kiedy nasza dyrygentka potrzebuje zastępstwa. Wszyscy w chórze uwielbiamy te spotkania z nią. Wnosi zawsze uśmiech, radość i daje wskazówki, których nasza Ola nie daje, bo jest całkiem inną osobą.
I pięknie opowiada o śpiewaniu i Bogu.
Nie znam za bardzo jej drogi po wyjeździe do Wrocławia. Po studiach na Akademii śpiewała i chyba nadal śpiewa w którymś z teatrów, uczy i przede wszystkim zaangażowała się w tworzenie i prowadzenie chóru Gospel Life, no i warsztatów, o których Wam opowiedziałam. W tym roku odbyła się już 3 edycja.
Z pięknej, nieśmiałej dziewczyny zmieniła się w piękną, odważną kobietę, przy której nie sposób się nie uśmiechać.
I dlatego zrobię tu małą reklamę dla niej i dla Gospel Life.
Uwaga!
Mała reklama
Anna Maria pisze, komponuje i aranżuje muzykę dla Gospel Life i możecie to sobie sprawdzić na ich pierwszej płycie. Jeszcze jej nie ma, będzie ją można kupić od 3.11, dam znać.
Ja już ją mam, nawet podpisaną. Pierwsza moja płyta z autografem 🙂
Słuchałam. I powiem Wam, kupcie ją sobie, bo daje mnóstwo energii, a jaką jesień mamy, każdy widzi. Energia się przyda.
Ja lubię szczególnie „Psalm 147” i „Zwycięzców”, może Wam spodoba się coś innego. Możemy o tym porozmawiać.
(Wybaczcie jakość zdjęcia, słabo mi to wychodzi, więc „zaszalałam” z jakimś filtrem, żeby było ładniej 😉 )
I na koniec, jeśli Was to, co napisałam trochę zainteresowało, to możecie sobie jeszcze podglądnąć facebookowy profil Gospel Life i Instagram Anny Marii
Ja ciągle nie mam tego nawyku, żeby uwieczniać wszystko na bieżąco, a i podzielności uwagi mi brak. Nie tak, jak niektórym, którzy kręcą filmik nawet śpiewając na scenie 🙂
A teraz wracam do trenowania Hallelujah Händla. Nie jest łatwo, ale damy radę, bo to piękne.
Ps. Tydzień po wrocławskich warsztatach odbyły się trochę mniejsze w podopolskim Popielowie.
Zdaje się, że emocje nie mniejsze. Szkoda, że popsuł się mój samochód i nie dojechałam na koncert.
No i sami widzicie. Coś jest z tym śpiewaniu, prawda?
2 komentarze
Agnieszka Zarembińska
Wspaniale! Widać, że śpiewanie wielu osobom pomaga i dostarcza jeszcze więcej energii. To niesamowite i bardzo pozytywne 🙂
Magdalena Forst
Zwłaszcza o tej porze roku i w tych okolicznościach przyrody to bardzo pomaga 🙂