Porozmawiać czy posprzątać? Oto jest pytanie.
Dziś właściwie nie mam zbyt wiele do powiedzenia.
Na Facebooku znalazłam taki wpis, wrzucam w całości jako cytat, bo nie potrafię cholera zrobić przekierowania konkretnie do niego ( muszę poczekać aż moje dziecko się tego nauczy i nauczy mnie:-):
„Wyjście poza swój punkt widzenia jest jednym z podstawowych warunków dobrego porozumienia z innymi ludźmi. Rodzicom potrzebna jest ta umiejętność w stopniu mistrzowskim. Wiąże się ona dla nich z umiejętnością oddzielenia swojego punktu widzenia, swoich emocji, swojej wiedzy na temat świata od tego, co widzi, czuje i wie dziecko.
Często myśląc o jakiejś sytuacji ludzie mieszają swój punkt widzenia ze spojrzeniem innych ludzi. Traktują jako oczywiste i wszystkim znane fakty to, czego druga osoba może nie wiedzieć. Uważają, że ktoś domyśli się, zgadnie. Dlatego nie dbają o dokładne pokazanie swojego punktu widzenia. Zdarza się też, że zbyt łatwo interpretują zachowanie innych, nie sprawdzając i nie dopytując czy dobrze zrozumieli.
Rodzice odbijają się od dzieci, kiedy do poważnych rozmów wybierają tematy błahe z ich punktu widzenia. Chcą zmusić dziecko do przyjęcia ich własnej hierarchii spraw, a to nie jest możliwe, bo dziecko ma swoją.
Jakie znaczenie dla dziecka, które nie wie czy chce żyć, ma zła ocena z klasówki? Albo jakie znaczenie dla dziecka, które właśnie się zakochało, ma to, gdzie kładzie swoje brudne skarpetki?
Zamiast gonić dzieci albo ciągnąć je do siebie, warto spróbować najpierw odwiedzić je w ich własnym świecie, bo często tylko tam możliwe jest spotkanie z nimi.”
Agnieszka Stein
Cóż, pomimo najszczerszych chęci pewnie każdy rodzic potrafi dostrzec w tym tekście siebie.
Ja też, a szczególnie, kiedy zabawki zaczynają spadać z półek, szafek i biurek. Jakoś mnie to strasznie wkurza i nie potrafię być spokojna, kiedy po raz dziesiąty mówię: sprzątamy i zresztą służę pomocą, a tu żadnej reakcji.
Rozumiem, że moja córka może się zakochała, a druga pokłóciła się z koleżanką w przedszkolu, ale czy siedzenie w bałaganie jakoś może im pomóc?
Osobiście widzę to tak: posprzątajmy wspólnie i w przytulnym pokoju, porozmawiamy, jeśli chcecie. A jeśli nie chcecie, to spędzicie czas tak, jak chcecie.
Ewentualnie możemy sytuację odwrócić. Najpierw porozmawiajmy, a później posprzątamy.
Bo mam wrażenie, tak wynika z moich obserwacji, chaos, bałagan, który panuje wokół moich dzieci, negatywnie wpływa na ich samopoczucie.
A poza tym żyjemy w jednym domu i jesteśmy za niego wszyscy odpowiedzialni, każdy musi czuć się w nim dobrze pod każdym względem.
I tego próbuję moje dzieci między innymi nauczyć.
Czy udaje mi się nie narzucać swojego punktu widzenia?
A czy to udaje się komukolwiek?
Każda rozmowa, nawet na najbłahszy temat polega na przedstawieniu swojego punktu widzenia każdej ze stron.
A dzieci uczą się od rodziców, więc punkt widzenia rodziców jest dla nich ważny.
Myślę, że cała sztuka polega na tym, żeby niczego nie forsować za wszelką cenę i poważnie traktować każdy dziecięcy problem.
To, kiedy są małe, a później się dowiem, co dalej.
Uff… czasem to całe wychowywanie wydaje się naprawdę trudne i skomplikowane.