Przed nami wielkie wyzwanie
Przed nasza starszą córką pierwszy samodzielny wyjazd. Samodzielny czyli wyjazd bez rodziców.
W maju cała szkoła wyjeżdża na tzw. zieloną szkołę. Swoją drogą to pojęcie zupełnie mi obce.
Za moich szkolnych czasów wyjeżdżaliśmy jedynie na 3 – dniowe wycieczki szkolne.
I wtedy nikt nie myślał o lekcjach.
Z tego, co zdążyłam się zorientować, zielona szkoła to nic innego tylko szkolna wycieczka, tyle, że 5 – dniowa i w założeniu, jeśli starczy czasu w napiętym programie, przewidziane są krótkie lekcje.
Córka jeszcze dotąd nigdzie sama bez nas nie wyjeżdżała. Bardzo jestem ciekawa jak sobie poradzi.
Bardzo jestem ciekawa jak ja, jak my sobie poradzimy.
Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego za bardzo, choć przecież właściwie od początku wiedziałam, że ten dzień nadejdzie.
Na razie u mojego dziecka radość z wyjazdu miesza się ze strachem przed nim.
Strach wynika z tego, że nasłuchała się w szkole horrorów od jednej z koleżanek i najbardziej obawia się dziś tego, jak będzie spała beze mnie. Za chwilę, jako, że dziewczyna ma bardzo bujną i żywą wyobraźnię, pojawia się kolejna wątpliwość: a co jeśli się źle poczuję, albo będę chciała wrócić? Wycieczka odbywa się w rejon Gór Świętokrzyskich.
Najchętniej powiedziałabym jej po prostu: wiesz co, jeśli nie chcesz, to nie jedź.
Walczę jednak z tą pokusą ile sił, bo chcę, żeby moje dziewczyny były samodzielne i potrafiły poradzić sobie w różnych sytuacjach.
A taki dzień, jak ten majowy i tak i tak musi nadejść, więc czemu nie teraz? Z koleżankami i nauczycielami, których zna może łatwiej zniesie rozłąkę z rodzinką?
9 lat to już słuszny wiek. Dobra pora na uczenie się samodzielności.
Chociaż na co dzień też staram się wymagać jej od swoich dzieci, to wiadomo, że inaczej jest, kiedy mama jest obok i zawsze można poprosić o pomoc, inaczej, kiedy trzeba poradzić sobie zupełnie samemu.
Co prawda pani też jest gdzieś obok, ale po pierwsze zawsze jest ten aspekt wstydu. Obcą osobę, nawet bardzo dobrze sobie znaną, trudniej dziecku poprosić o pomoc. Poza tym pani ma pod opieką 20-kilkoro dzieci poza mną, więc albo trzeba będzie długo czekać, albo poradzić sobie samodzielnie.
Program wyjazdu jest bardzo ciekawy i napięty, więc czasu na zamartwianie się za wiele nie będzie.
Gorzej ze mną, bo ja będę go miała aż nadto, a wyobraźnię mam nie mniej bujną od moich dzieci
Swoją drogą, mam wrażenie, że dzisiaj wszystko dzieje się jakoś szybciej niż dawniej. No wiem, to taka zgredowska uwaga. Z tym porównywaniem dzisiejszych czasów z dawnymi, moimi, oczywiście lepszymi od dzisiejszych też w sobie walczę.
Chociaż czasami naprawdę wydaje mi się, że dawniej było lepiej i jakoś łatwiej, przynajmniej w niektórych aspektach. A może tylko idealizuję swoje dzieciństwo?