Wakacje za pasem, a dylematy nie znikają
Wakacje za pasem.
Tak się cieszę. I ze względu na dzieci i ze względu na siebie.
Jestem taka zmęczona. Marzę o spokojnym popołudniu bez konieczności pędzenia dokądkolwiek.
Chyba, że będę chciała.
Nie będę się powtarzać, bo prawie dokładnie to samo pisałam przed rokiem. Jeśli ktoś ciekawy, zapraszam.
Dzisiaj chciałam się skupić na czymś odrobinę innym.
Mam kilka refleksji i kilka wątpliwości na temat, powiedzmy to ogólnie, zajęć dodatkowych naszych dzieciaczków.
Jak wiecie, albo jeśli nie wiecie, to się właśnie dowiecie: moja starsza córka uczy się w szkole muzycznej gry na skrzypcach.
Kończy właśnie 3 klasę. Zdała egzamin w wieku 6 lat, czyli edukację muzyczną rozpoczęła rok wcześniej niż w podstawówce.
Nie był to pomysł ani mój, ani męża. Był to jej pomysł. Bardzo chciała, żebyśmy zapisali ją do szkoły.
Bardzo chciała się uczyć, a ponieważ my nie gramy, szkoła była najlepszym rozwiązaniem.
Te skrzypce wzięły się ze znajomości, właściwie z przyjaźni ze starszą dziewczynką, która uczyła się już gry i której rodzice, a właściwie mama zaraziła moje dziecko. Wszystko zaczęło się, kiedy mała miała 4 lata.
Trochę mnie to na początku bawiło. Taki krasnoludek, który nie ogarnia całego gryfu króciutką rączką, a pani mówi, że ma talent.
Myślałam, że to tylko zabawa.
Myślałam, że może nie zda egzaminu, a okazało się, ze zdała go bardzo dobrze.
Pomyślicie, że jestem wariatką, że z takim dystansem podeszłam do talentu mojego dziecka. Mnie się po prostu wydawało, że jest za wcześnie na takie poważne decyzje. Tym bardziej, że już wtedy córa chodziła na zajęcia zespołu pieśni i tańca.
Oboje z mężem podchodziliśmy do tego sceptycznie, a ja byłam zdania, że nie można dziecka obciążać nadmiernie.
Córka jednak całkiem poważnie prosiła nas dzień za dniem, żeby zapisać ją do szkoły muzycznej.
Dziś mijają 3 lata. Daliśmy radę, chociaż nie było łatwo. Nie było łatwo logistycznie, ale przede wszystkim nie było łatwo wychowawczo.
Jak wiadomo nauka gry na instrumencie łączy się nierozerwalnie z koniecznością ćwiczenia. Najlepiej codziennego.
A z tym w 99 przypadkach na 100 jest problem.
Dzieci i nie tylko one zresztą, często mają słomiany zapał. Na początku jest euforia i zachwyt, potem przychodzi codzienność, konieczność wysiłku, poświecenia często czegoś innego i zaczyna się problem.
A w tym przypadku również dylematy rodziców.
Co robić? Rezygnować czy przeciwnie, mobilizować do wysiłku? O zmuszaniu nie ma mowy. Nie będziemy zmuszać naszych dzieci do niczego.
Tyle, że czasem nie wiadomo co robić.
Bo z jednej strony dziecko się buntuje, bo chciałoby iść na rower, albo do koleżanki, a z drugiej kategoryczne twierdzi, że nie chce rezygnować ze szkoły.
Jednego dnia nie bierze instrumentu do rąk, następnego gra, jak natchnione i widać, że to kocha.
Nie mówię o tym, że czasem jestem tak wściekła, że mi się tej złości nie udaje powstrzymać, bo przecież mogłabym w jakiś ciekawszy sposób spędzić popołudnie czy wieczór, zamiast przekonywać, że bez ćwiczeń nie da się nic osiągnąć.
Mówię o tym, że czasem się boję, że zrobię krzywdę.
Przeciążając moje dziecko, odbierając może radość z grania tymi ciągłymi namowami, albo z drugiej strony, że nie namawiając, odbiorę jej możliwość osiągnięcia w życiu czegoś pięknego.
Nauczyciele mają dobre chęci, ale w zasadzie nie pomagają w rozwiązywaniu takich dylematów. Oni mają swoje metody, a do tego często własne ambicje, a im dziecko zdolniejsze, tym większe.
Cóż, dobrego, a właściwie jednego rozwiązania nie ma. Wiem, że to nie dotyczy tylko mnie i każdy z nas rozwiązuje takie sytuacje trochę inaczej.
Na razie 3 klasa zaliczona i córka będzie odpoczywać. Są wypożyczone nowe skrzypce, jest radość i chęć grania.
Na razie poleżą.
Przed egzaminem był bunt, a ja odpuściłam. Na tym etapie dziecko już musi też chyba wziąć odpowiedzialność za siebie. Nie chcesz, nie musisz, ale trzeba będzie zaakceptować konsekwencje.
Liczę na to, że już niedługo sytuacja się sama wyklaruje. Że córka będzie coraz bardziej świadoma tego czy chce czy nie chce grać. Na razie myśli nad drugim instrumentem.
Tylko gdzie my w naszym mieszkanku postawimy pianino?
Jeden komentarz
Pingback: