Walka to nie jest to, co kocham
Było, minęło, ale…
Moja walka wewnętrzna wciąż trwa…
Ostatni wpis na tym blogu pojawił się dokładnie 31 lipca. Wieczorem tego samego dnia spakowaliśmy walizki i kolejnego dnia wyjechaliśmy na dwutygodniowe wakacje.
Z założenia, w tym czasie nigdy niczego nie piszę, chyba, że tylko dla siebie, całkiem prywatnie.
Pierwszy powód jest taki, że w miejscu, do którego jeździmy zwyczajnie nie ma zasięgu i Internetu.
Wiem, że to się nie mieści w głowie prawie nikomu, ale naprawdę są takie miejsca, a na pewno jest jedno takie miejsce.
Drugi powód to ten, że bez względu na to czy to jest czy nie jest profesjonalne, wspólny wyjazd to jest dla mnie czas, kiedy staram się być tylko dla mojej rodzinki i dla siebie.
Wspólnie spędzamy czas. W różny sposób, nic nadzwyczajnego.
Czasem to jest po prostu siedzenie obok siebie i czytanie.
Tak było w tym roku najczęściej.
Raz, z racji tego, że staraliśmy się unikać dużych skupisk, co automatycznie wiązało się z rezygnacją z niektórych aktywności.
Dwa, z racji na to, że moje dzieci odkryły podczas tych wakacji radość z czytania 🙂
Poważnie 🙂 Były momenty, kiedy nie mogłam ich dosłownie oderwać od książek.
Tak więc był wakacyjny wyjazd, który nam się bardzo udał, bo robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę.
Poza czytaniem były oczywiście i inne atrakcje, a i pogoda pięknie nam dopisała.
Wakacyjny wyjazd zakończył się 15 sierpnia. Dziś mija już prawie miesiąc od powrotu do domu, a ja nic nie piszę.
Nie wiem co się dzieje. O co trwa ta nieustanna walka
Wiem, że prawdopodobnie nie ma ani jednej osoby, której spędzałoby to sen z powiek. Mnie samej go zresztą nie spędza.
Co by jednak nie mówić, zwyczajnie i po prostu przywiązałam się do tego miejsca i do tego mojego pisania i co jakiś czas pojawia się w mojej głowie myśl, że może by jednak skrobnąć kilka zdań.
Problem jednak polega na tym, że chociaż jest mnóstwo tematów, które mnie interesują, są w jakiś sposób dla mnie ważne, to wolę, nie chcę się o nich wypowiadać publicznie.
Nie jestem typem człowieka kochającego konfrontację.
Rozmowa to dla mnie wymiana myśli i argumentów w poczuciu poszanowania myśli i argumentów drugiej strony. Bez obrażania kogokolwiek, wyśmiewania, poniżania.
I tu jest problem.
Bo nastały nam niemiłościwie takie czasy, że po prostu strach otworzyć usta.
Boję się poruszać pewne tematy, bo nie chcę narażać się na atak.
Nie chodzi mi o krytykę, bo zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem idealna, nie mam idealnych poglądów ( zresztą takich nawet nie ma).
Krytyka jest w wielu sytuacjach potrzebna, czasem budująca. I chociaż nikt jej nie lubi, to często pomaga, jeśli podejdzie się do niej uczciwie.
Niestety to, co od jakiegoś czasu można obserwować w szeroko pojętym życiu publicznym, nie ma wiele wspólnego z krytyką.
To walka.
Tak to widzę, tak postrzegam, tak odczuwam.
Plan na dziś jest taki
To walka i na dodatek nie rozumiem o co się toczy.
Walka dla samej walki. Dla pokazania, zamanifestowania swoich racji, bez intencji porozumienia, wypracowania wspólnego stanowiska.
To dotyczy dzisiaj właściwie każdego tematu, każdej dziedziny życia.
Naprawdę nie rozumiem.
To, co obserwuję, to permanentny atak jednych na drugich.
Żeby moje było na wierzchu, żebym ja był pierwszy, żeby było tak, jak ja chcę.
Bo takie mam prawo. I już.
Jakbyśmy zupełnie zapomnieli, nie zauważali, że żyjemy we wspólnocie, że jedni bez drugich nie mamy szans.
Że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.
I jednocześnie wszyscy mamy pełne usta tolerancji.
Jak dla mnie to dzieje się wszystko zbyt szybko i tego nie ogarniam.
Jak dla mnie jest w tym zbyt wiele bezwzględności i okrucieństwa.
Nie potrafię tak rozmawiać i nie chcę tak rozmawiać.
Dlatego rozważałam całkowicie usunąć swoje konto na Facebooku, zlikwidować ten blog, przestać korzystać z mediów społecznościowych.
Zauważyłam, że nie tylko ja mam podobne odczucia.
Wiele z osób, które w taki czy inny sposób znam czy obserwuję, ma bardzo podobnie. Albo znikają i zaszywają się w swoim świecie, albo ograniczają swoją obecność w Internecie.
Czyli, że nie zwariowałam, nie jestem w tym sama.
Dlatego, mimo wszystko doszłam do wniosku, że całkiem poddać się nie chcę.
I na koniec zdecydowałam, że po prostu ograniczę do minimum odwiedzanie mediów, osobiste komentowanie zostawię sobie jedynie na wyjątkowe okazje.
Blog będzie miejscem, gdzie będę się pojawiała wtedy, kiedy będę miała coś do opowiedzenia.
Bo wiem, że trochę osób tu ciągle, mimo wszystko zagląda, może więc potrzebne im jest takie spokojniejsze miejsce?
Na dzisiaj to będą pewnie książki, bo czytam ostatnio znowu więcej i trochę się tego już nazbierało. A to jest temat, którym lubię się dzielić. Podobnie, jak filmy.
A tematy inne, może biznesowe, jeśli w końcu zbiorę się w sobie i wezmę na odwagę, spróbuję chyba realizować prawdopodobnie na Instagramie.
To jednak jeszcze na razie tylko pomysł w powijakach, więc nie ma o czym mówić. Jakby co, dam znać.
I to na dzisiaj byłoby tyle. Następnym razem pierwsza książka.
A ze zdjęcia szeroko uśmiecha się do Państwa kolega z wakacji 🙂