
Elena Ferrante. Tajemnicza autorka powieści
To były wakacje. Sobota
Weszłam do pokoju, w którym mój mąż oglądał coś w telewizji.
Kręciłam się wykonując jedno z sobotnich, fascynujących zadań czyli składałam pranie przyniesione ze strychu. I jednym uchem i jednym okiem śledziłam to, co oglądał mój mąż.
Patrzeć za bardzo nie było na co, bo był to dokument, w którym po prostu co chwilę wypowiadał się ktoś inny.
A ludzi widziałam pierwszy raz na oczy.
Nie wiedziałam początkowo o co chodzi, o czym lub o kim ci wszyscy ludzie opowiadają, bo nigdy nie słyszałam nazwiska Elena Ferrante. Po chwili jednak zaczęły mnie te wypowiedzi coraz bardziej interesować i wciągać.
Dlaczego? Z jakiego powodu?
Z powodu iskry w oczach u wszystkich i z powodu pasji i zachwytu z jakimi się wypowiadali.
Pokręciłam się jeszcze chwilę, aż w końcu usiadłam przed telewizorem i obejrzałam film do końca.
I w ten sposób poznałam, a może bardziej właściwie będzie napisać, że dowiedziałam się o kimś, o kim wcześniej nigdy nie słyszałam.
Elena Ferrante – autorka lub autor którego nikt nie widział
O kimś, kogo nikt z opowiadających nigdy nie spotkał i nie wie nawet, jak ten ktoś wygląda.
I co więcej, nie ma pewności czy ten człowiek to kobieta czy mężczyzna. I to wcale nie z powodu kłopotów z tożsamością płciową.
Być może nawet to grupa ludzi.
Ciekawe, prawda?
A co jeszcze, według mnie ciekawsze, osoba, o której mowa to autorka – trzymajmy się już tej opcji, bo nazwisko i imię, jakby nie było kobiece, a po przeczytaniu kilku książek myślę, że to jednak kobieta. Poza tym tak po prostu łatwiej pisać.
Tak więc osoba, o której jest mowa to autorka bardzo poczytnych w Europie i Stanach powieści.
Ja do tamtej chwili o nikim takim nie słyszałam, ale to się szybko zmieniło.
Jak to możliwe, że w XXI wieku, w dobie wszechobecnej cyfryzacji ktoś taki może pozostać tak anonimowy?
Podobno do wydawnictwa Elena Ferrante napisała tak: „Czy to prawda, że promocja jest droga? Będę najtańszym autorem wydawnictwa. Oszczędzę wam nawet mojej obecności”– nie będzie udzielała wywiadów, nie będzie brała udziału w wieczorach autorskich, nie będzie podpisywała książek.
Z wydawnictwem kontaktuje się wyłącznie przy użyciu poczty mailowej, tak udziela jedynych wywiadów. Na żadnej książce nie można znaleźć jej podobizny.
Ta tajemnica jest tak fascynująca, że niektórzy i to poważne osobistości włoskiego świata kultury, podejmowali się przeprowadzić prywatne śledztwo, żeby odkryć prawdę.
Nikomu jednak nie udało w stu procentach niczego potwierdzić.
Fascynujące.
Książka, od której nie można się oderwać
To wszystko brzmiało dla mnie trochę, jak bajka wymyślona na potrzeby jakiejś promocji, ale fascynacja ludzi, którzy opowiadali zarówno o autorce, jak i o jej powieściach była tak zaraźliwa, że postanowiłam sprawdzić, co jest takiego niezwykłego w książkach Eleny Ferrante.
I tym sposobem całe minione wakacje spędziłam w Neapolu lat 50-tych minionego wieku.
W towarzystwie przedziwnych, niezwykłych, skomplikowanych ludzi uwikłanych w trudne relacje rodzinne, towarzyskie i społeczne.
Ludzi dążących do realizacji marzeń, które wydają się nie mieć żadnych szans na spełnienie w świecie, w którym żyją.
Ludzi, którzy przegrywają i ludzi, którzy wygrywają. Jedni i drudzy trochę, jakby nie wiadomo dlaczego. Jakby te sukcesy i porażki wydarzały się trochę poza ich udziałem. A oni tylko bezwolnie, poza pojedynczymi jednostkami, poddają się tej fali.
Znalazłam się w środku historii powojennych Włoch. Ze wszystkimi okropieństwami, z jakimi musieli radzić sobie ludzie.
Z biedą, chęcią wyrwania się z niej, złymi decyzjami, rewolucyjnymi hasłami, przelewaną krwią, przemocą i okrucieństwem.
W tyglu, w którym kipi od emocji, w którym jest niebezpiecznie i który wciąga człowieka, znów, jakby wbrew jego woli.
Cykl neapolitański Eleny Ferrante to 4 tytuły:
– „Genialna przyjaciółka”
– „Historia nowego nazwiska”
– „Historia ucieczki„
– „Historia pewnej dziewczynki”
Napisane tak, że czyta się w zasadzie jednym tchem i trudno się oderwać.
Świetnie stworzone charaktery, doskonale, sugestywnie ukazane tło społeczne.
I Neapol.
Z jednej strony piękny, tajemniczy, przyciągający swoją magią i niezwykłością. Z drugiej niebezpieczny, brzydki, wręcz obskurny.
Raz stwarzający niezwykłe możliwości, kiedy indziej wysysający życiową energię.
I książki.
One są jakby osobnym bytem, bohaterem drugiego planu, ale takim, który jest prowodyrem właściwie większości działań.
Dobra powieść według mnie
Nie jestem znawcą literatury, krytykiem literackim, ani pisarzem.
Nie wiem, na czym to polega, że tylu ludzi pisze książki, a tylko niektórzy piszą tak, że trudno przestać czytać.
A potem trudno zapomnieć bohaterów, nawet jeśli zapomni się ich imion.
Nie przeprowadzę żadnej analizy. Napiszę tylko, że dla mnie wyznacznikiem dobrej powieści jest fakt, że kiedy ją czytam, to żyję z bohaterami przez cały czas. Nawet wtedy, kiedy nie czytam.
Zupełnie, jakby byli realnymi postaciami.
Zastanawiam się dlaczego zachowali się tak, a nie inaczej.
Co mogliby zrobić lepiej, jak wyjść z tarapatów czy nic złego im nie grozi.
Nie wiem na czym to polega, ale jest to dla mnie niezwykłe.
A tak właśnie pisze swoje powieści Elena Ferrante
Po przeczytaniu, już później, jeszcze jednej powieści „Zakłamane życie dorosłych” nabrałam podejrzeń, że autorka opisuje po prostu swoją historię.
I być może dlatego jest tak bardzo wiarygodna.
Kilka wątków w tej powieści jest bardzo podobnych. Miejsce również. Są i książki.
Myślałam, że to wprawka przed cyklem neapolitańskim, bo nie ma to tej mocy, co cykl. Okazało jednak, że to ostatnia książka autorki, z 2020 r.
Są jeszcze 4 inne tytuły i zamierzam sprawdzić czy moje podejrzenia się potwierdzą. Tytuły brzmią bardzo znajomo, jak nawiązanie do historii cyklu.
No, ale nie będę wybiegać przed szereg. Przeczytam, przekonam się i wtedy będę mogła się wypowiadać.
Elana Ferrante równie dobra papierze czy na wyświetlaczu
W tej całej historyjce zawarta jest jeszcze jedna. A mianowicie taka, że cały cykl przeczytałam w formie ebooka. Na smartfonie.
Do tej pory zawsze twierdziłam, że takie czytanie to namiastka prawdziwego, porządnego czytania 😄
Kocham papierowe książki. Te dawne, z dzieciństwa, z mojej młodości zawsze tak pięknie pachniały.
Dzisiejsze już nie, nie polecam wąchać, bo to bardzo nieprzyjemne.
Sam fakt trzymania książki w ręce jest dla mnie trochę niezwykły.
Jakby się stało przed bramą, za którą jest tajemnica, która za chwilę ma się objawić.
Ebook to już nie to samo.
Tak myślałam.
Zaraz po filmie jednak, w którym po raz pierwszy usłyszałam o Elenie Ferrante wyjeżdżaliśmy na wakacje.
Nie było czasu biegać po księgarniach i nie było czasu na zamawianie książek przez Internet. Zresztą koszt całego cyklu w formie papierowej to niemały wydatek.
A mnie tak bardzo zależało na jak najszybszym przeczytaniu chociaż jednej z tych książek, że przełamałam się. I ściągnęłam pierwszą na telefon.
Potem, drugą, trzecią i czwartą.
I może to dlatego, że to była właśnie ta książka, a może po prostu ja się zmieniłam, to nie miało znaczenia.
Wszystko się zmienia. I my również
Chcemy czy nie chcemy.
Pamiętam czas, kiedy mój mąż chciał kupować pierwszy komputer, ja mówiłam, że nie jest mi potrzebny.
Bo do pisania mam maszynę do pisania.
Z koleżanką, z całym przekonaniem twierdziłyśmy kiedyś, że do niczego nie są nam potrzebne komórki i ich sobie na pewno nie sprawimy.
Dzisiaj mam już czytnik, bo tak czyta się po prostu wygodniej niż na smartfonie.
Bezpieczniej dla oczu.
Można w nim zmieścić cała masę książek i jest to bardzo ekonomiczne.
Ja korzystam z Legimi, w którym opłacam abonament i w ciągu miesiąca mogę przeczytać tyle książek, ile tylko dusza zapragnie.
Nie zrezygnowałam z papierowych książek, korzystam w dalszym ciągu z biblioteki, ale czytnik z ebookami to świetne uzupełnienie.
I wygoda.
Tu nawet 20 książek nie waży zupełnie nic, więc w podróży na przykład jest, jak znalazł.
Tak więc z serducha polecam Wam i cykl neapolitański Eleny Ferrante i Legimi z ebookami.
I do następnego razu.
Mam nadzieję, że nie dam na niego znowu tak długo czekać 😊
Może znów odkryję kogoś tak niezwykłęgo, jak Elena Ferrante?
A na koniec pytanko: co myślicie o takim czytaniu na czytniku? Czytacie, lubicie czy uważacie, że to niepotrzebne zawracanie głowy?


2 komentarze
Jola
Magdo, chyba mnie przekonałaś bo parę słów refleksji zabrzmiało woarygodnie i bez niepotrzebnego hurra optymizmu.
Czytnik? Mamy i używamy go głównie na urlopie ze względów praktycznych. Każdy zbędny dekagram w walizce podczas podróży to wiadomo. A poza ttm nigdy twk naprawdę nie potrafię oszacować ile przeczytam na urlopie. Czasem będą to siążki, a czasem zaledwie pół…
Magdalena Forst
Cieszę się. I ciekawa jestem Twoich wrażeń. Jeśli ewentualnie przeczytasz 🙂 U nas czytnik, jak się okazało, jest dobrym rozwiązaniem w jeszcze jednym przypadku. Moja starsza córka uwielbia czytać późno, a ponieważ mają z siostrą wspólny pokój, to bywało to problematyczne, bo młodsza uwielbia wcześnie kłaść się spać. Czytnik ten problem rozwiązał.