
Dzięki Zenbox znów jestem
Już myślałam, że mój blog nieodwołalnie przepadł
Co bym zrobiła, gdyby nie Zenbox? Bo naprawdę się porobiło.
Już myślałam, że będę musiała napisać: był sobie blog, ale na szczęście udało się go uratować.
Trochę ucierpiał, ale to da się pomalutku naprawić.
Na szczęście został wynik moich trzyletnich przemyśleń, że się tak górnolotnie wyrażę.
Okazało się przy okazji, że to już 3 lata, jak sobie tak piszę i piszę. Kto by pomyślał?
Co się stało? Właściwie to nie wiem. Kończyłam właśnie pisać tekst, który zapowiadałam i miałam go nazajutrz opublikować, ale zaktualizowałam jakąś wtyczkę.
No i się porobiło. Wszystko zniknęło. A że ja w temacie informatyka, matematyka, technika jestem zielona i mam dwie lewe ręce i brak piątej klepki, to wpadłam najpierw w panikę.
Później zwróciłam się do dostawcy mojego hostingu.
I tu spotkało mnie srogie rozczarowanie, bo nie chciał pomóc.
Niby coś tam podpowiedział, ale nie przyjął do wiadomości, że ma do czynienia z analfabetą i zbywał mnie przez 3 czy 4 dni zasłaniając się zdaniem, że nie może, bo to leży w mojej gestii czy jakoś tak.
Kombinowałam i kombinowałam, kosztowało mnie to 3 nieprzespane noce i nic nie wskórałam.
Nie będę zanudzać Was szczegółami tej historii. Napiszę tylko, że moje samopoczucie wahało się od całkowitego pogodzenia się z faktem i chęci rozpoczęcia, notabene, wszystkiego od nowa, do wściekłości na to, że skoro robiłam zawsze to, co trzeba było robić, tzn. tzw. kopię zapasową wszystkiego i to powinno działać, a nie działa.
A pan każe mi się kontaktować z informatykiem.
Skąd ja do cholery wytrzasnę informatyka? Nie znam żadnego.
Gdyby nie Zenbox zostałby tu kamień na kamieniu
Na szczęście ktoś mi kiedyś opowiadał o pewnym hostingu, który podobno jest bardzo dobry, a ludzie, którzy go obsługują zasługują na najwyższe uznanie.
I skontaktowałam się.
I mam blog! W tempie ekspresowym, bez wymądrzania się i udowadniania mi, że jestem głupia.
Podejście do człowieka i życzliwość robią różnicę.
Myślę, że nie tylko dla mnie.
Bo przecież wieści szybko się rozchodzą, a chyba nie trzeba się długo zastanawiać, która firma zyskuje w podobnej sytuacji.
O panach z Zenboxa opowiem osobno. Dzisiaj kończę, bo jutro zamierzam wreszcie wrzucić ten dawno obiecany tekst o mojej wybawicielce.
Trzymajcie kciuki, żeby nic się już nie popsuło:-)


Jeden komentarz
Pingback: